Podróże

Hiszpańskie opowieści: Nerja i Balkon Europy. :)

       Przyznam szczerze, że od kilku dni nie mogę się zabrać za napisanie notki o Granadzie. Dodatkowo do wszelkich aktywności zniechęca mnie skutecznie pogoda panująca w Krakowie, bo zrobiło się zimno i wrócił jakże znienawidzony smog, przez który wszyscy się dusimy. Pozostaje czekać na wiatr i deszcz, który ma szanse rozgonić go na kilka dni. W takich chwilach zaczynam żałować, że musieliśmy wrócić z Hiszpanii. Z drugiej strony cieszę się, że tam pojechaliśmy, bo kilka szarych i ponurych miesięcy z Krakowie zdecydowanie łatwiej przeżyć, gdy się człowiek napatrzy na takie piękne widoki i nasyci się słońcem, które tutaj świeci stanowczo za rzadko. Nie przedłużając zbytnio mojego marudzenia, dzisiaj zabiorę Was na Costa del Sol i jego absolutną perełkę – miasteczko Nerja z przepięknym Balkonem Europy. 🙂

        Nerja jest kolejnym z uroczych andaluzyjskich miasteczek, położonym kilkadziesiąt kilometrów od Malagi. Dojazd do niej wiedzie piękną bezpłatną drogą wzdłuż morza, co zdecydowanie podnosi jej walory estetyczne. Największą atrakcją tego miejsca (oprócz leżących nieopodal jaskiń na zwiedzanie których zabrakło nam czasu) jest Balcon de Europa, będący niezwykłej urody tarasem widokowym. Łatwo do niego dotrzeć, bo wszędzie są odpowiednie oznaczenia. Z parkowaniem także nie ma żadnego problemu, bowiem niedaleko niego znajduje się duży podziemny parking, gdzie spokojnie można zostawić samochód. Stamtąd też rozpoczęliśmy nasze zwiedzanie – kierując się w stronę przepięknego Iglesia El Salvador. Pochodzi on z końca XVII wieku i stanowi niesamowite połączenie stylu barokowego i neoklasycystycznego. A tuż obok niego znajduje się cel naszej wycieczki – Balcon de Europa. 🙂

       Jak to zwykle bywa z takimi popularnymi miejscami, obawiałam się dwóch rzeczy – tłoku i rozczarowania, że w rzeczywistości wcale nie jest tak pięknie jak na zdjęciach w internecie. I jakże wielkie było moje zaskoczenie, że obie moje obawy się nie sprawdziły. Ludzi trochę było, ale podejrzewam, że jakieś trzysta razy mniej niż w sezonie, także można było naprawdę spokojnie sobie posiedzieć, odpocząć i porobić zdjęcia bez obaw, że ktoś nam wejdzie w kadr. A widoki były oszałamiające i zrobiły na mnie ogromne wrażenie. Szczególnie, że już na samym początku, zamiast iść na Balcon, zeszliśmy schodami w dół na malutką plażę pomiędzy skałami. Tutaj dopiero zachwytom nie było końca. 🙂

       Od razu ściągnęłam buty i weszłam w morskie fale, sprawdzić ich temperaturę. Jak na połowę listopada, to była niemalże tak ciepła jak wody Bałtyku w lecie i trochę żałowałam, że rzeczy do kąpieli zostawiliśmy w samochodzie. Chociaż akurat tutaj dość ciężko byłoby się kąpać, bowiem mnóstwo fal było, a także przeróżnych kamieni. Ale to właśnie dzięki nim byliśmy świadkami naprawdę fantastycznych widowisk, gdy fale rozbijały się o skały. Trochę trudno było przez to pozować do zdjęć, ale dla fajnych zdjęć warto zaryzykować obryzganie słoną wodą. 😉

       Po kilkunastu minutach takiej zabawy przenieśliśmy się kawałek dalej, na wielkie kamienie, na których siedziało kilka osób, ale akurat w momencie, gdy podeszliśmy, oni stamtąd schodzili i mogliśmy zająć tą niezwykle malowniczą miejscówkę. Tutaj dopiero chwilami trwała prawdziwa walka z falami. Dawno się tak nie ubawiłam, mimo kilkukrotnego oblania wodą. Ale że dzień był ciepły i słoneczny, to ubrania szybko wysychały. 😉

        I tak właśnie zupełnie niespodziewanie (no dobra, dość spodziewanie ;p) trochę mi się dostało od morskich fal. Jak zresztą widać na zdjęciach, nawet dojście tutaj było dość trudne, bo na mokrych kamieniach ciężko było utrzymać chwilami równowagę. Nie zniechęciło to Tomasza i stwierdził, że on też koniecznie chce mieć takie fajne zdjęcia w tym miejscu. Jemu akurat nieco się upiekło i nie został ochlapany, chociaż musiał salwować się ucieczką w pewnym momencie. 😉

         Jedyne co trochę nam przeszkadzało to fakt, że akurat widok na Balcon de Europa był całkowicie pod słońce i zdjęcia wychodziły nieco niewyraźne. Stąd też na pewno nie oddają tego co można w tym miejscu zobaczyć na własne oczy. Niemniej nawet tak prezentuje się okazale i zachęca do powrotu na niego. Taki też i był nasz plan, chociaż przyznam szczerze, że rozstanie z tą plażą przeciągało się, bo naprawdę dawno tak uroczej miejscówki nie spotkałam. Niestety, trochę też gonił nas czas, bo tego dnia mieliśmy wyjątkowo mocno napięty grafik.

          Wracając na balkon, czytaliśmy na telefonie skąd też w ogóle wziął się pomysł na takie miejsce. Okazało się, że swoją nazwę zawdzięcza królowi Alfonsowi XII. Mówi się, że podczas kontroli uszkodzeń spowodowanych przez ogromne trzęsienie ziemi w 1885 roku tak bardzo zachwycił się widokiem, aż zawołał: “To jest balkon Europy!” Generalnie jest to taka powszechnie akceptowana legenda, bowiem wg niektórych dokumentów nazwa powstała znacznie wcześniej. Przyjęło się jednak, że to zasługa króla i nawet z tego powodu ma on tutaj swój pomnik, który jest bardzo chętnie fotografowany. 😉

       Widok rozpościerający się przed naszymi oczami zapiera dech w piersiach. Costa del Sol prezentuje się niezwykle interesująco, chociaż zdecydowanie największe wrażenie na mnie zrobił kolor morza, a dokładniej jego przeróżne odcienie. Absolutnie fantastyczne, trudno było oderwać od niego wzrok. Dodatkową robotę robi także wyjątkowo skaliste tutaj wybrzeże(co było już widać na dole), bowiem dzięki niemu linia brzegowa jest naprawdę wyjątkowa. Generalnie – miejsce jest prześwietne i zdecydowanie polecam tutaj wpaść chociażby na kilkanaście minut, żeby się przez kilka chwil móc pozachwycać pięknem w czystej postaci. No bo sami zobaczcie. 😉

      

         Aż żal było się stąd zbierać. Na wyjeździe chcieliśmy jeszcze zobaczyć słynny akwedukt, widoczny na wielu pocztówkach i mnóstwie fotografii w internecie. Tutaj sprawa nie była taka prosta, bowiem znaki na niego ciężko znaleźć i dość trudno się nimi kierować. Zresztą, takie właśnie mamy doświadczenie z Hiszpanii, że wszystko fajnie jest oznakowane, ale w pewnym momencie znaki się urywają albo wiodą zupełnie gdzie indziej, dlatego też w tym przypadku byliśmy już jednak dość ostrożni. Akwedukt najłatwiej odnaleźć kierując się drogą do jaskiń (bo ta akurat oznakowana jest bardzo dobrze). Problemem jest tylko fakt, że mija się go równoległym mostem i tyle. Za pierwszym razem go przejechaliśmy i musieliśmy zawracać. Za drugim razem zatrzymaliśmy się w zatoczce dla autobusów, która okazała się jednak być zatoczką dla tych, którzy chcą zobaczyć akwedukt. Ciekawostką jest natomiast to, że nie ma w tym miejscu pasów ani też żadnego przejścia, więc trzeba skakać przez barierki, żeby dostać się na drugą stronę ulicy. Sporo wysiłku, żeby zrobić kilka zdjęć. 😉 Chociaż trzeba przyznać, że akwedukt prezentuje się naprawdę nieźle, co w sumie nie dziwi, gdy dowiadujemy się, że pochodzi z XIX wieku i jeszcze do połowy zeszłego wieku był użytkowany. 😉 Niemniej, wygląda ładnie. 😉

       Generalnie, patrząc po moich wcześniejszych zachwytach, pewnie już wiecie, że szczerze i z całego serduszka polecam wybrać się na Balcon de Europa. Jest to absolutnie przepiękne miejsce z niepowtarzalnymi widokami, które na długo zapadają w pamięć. Akwedukt można sobie odpuścić. ;p

~~Madusia.

36 komentarzy

Leave a Reply

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *