Książki

Zaczytana Madusia: Warszawskie Targi Książki. :)

       Taki sobie ten maj w tym roku. Pogoda średnia, sporo pracy, więc nie bardzo mam siłę na cokolwiek i dlatego samą siebie zaskoczyłam decyzją, żeby wybrać się w minioną sobotę do Warszawy na Targi Książki. Po zeszłorocznych w Krakowie miałam bardzo złe wrażenie, dlatego martwiłam się, że w Warszawie może być jeszcze gorzej, ale zaryzykowałam. I wiecie co? Zupełnie tego nie żałuję, bo ta sobota w naszej stolicy była naprawdę niezwykle udana. Aż żałowałam, że nie zostałam do niedzieli. 😉 W przyszłym roku na pewno na więcej niż jeden dzień pojadę, tak sobie postanowiłam. 🙂 A o moich zachwytach możecie przeczytać poniżej, tylko ostrzegam – będzie ich naprawdę sporo. ;))

        Zdecydowanie była to wyprawa, która przypomniała mi szalone i beztroskie czasy studenckie, gdyż głównie wtedy zdarzało mi się zrywać wczesnym bladym świtem i jechać gdzieś na drugi koniec kraju, bo taka naszła mnie ochota. 😉 W sobotę pobudka była przed piątą, bo o wpół do siódmej miałam pociąg do Warszawy, żeby zameldować się w stolicy kilka minut po dziewiątej. Starałam się wziąć stosunkowo mało książek, ale i tak skończyło się na pięciu, bo na tych autografach zależało mi najbardziej. 😉 Oczywiście zakładałam też, że i na samych Targach coś na pewno kupię, bo wyjątkowo tak się złożyło, że nawet miałam za co. 😉 Szybciutko znalazłam odpowiedni tramwaj i kwadrans przed dziesiątą byłam już pod imponującą bryłą naszego narodowego stadionu. Trochę przytłoczył mnie swoją wielkością, a także faktem, że mimo stosunkowo wczesnej pory (bo otwarcie Targów było dopiero od 10) było już naprawdę sporo ludzi, a tłumy ciągle płynęły w stronę głównego wejścia. Ja do niego nie dotarłam zatrzymana okrzykiem przemiłej Emilki, znanej z Instagrama. Trochę się pointegrowałam, poznałam kilka innych osób, ale nie mogłam się oprzeć pokusie i ciut po 10 weszłam na stadion. A tam – ogromniasta kolejka do wejścia, zawijająca kilka razy i mająca też kilka różnych epicentrów. Generalnie zapowiadało się długie czekanie, ale ogarnięty pan z obsługi przebiegł się z wielką tubą, przez którą krzyczał, że po drugiej stronie stadionu jest drugie wejście, gdzie kolejek nie ma zupełnie. Niewiele osób się skusiło, ale sama szybciutko się przemieściłam, bo czego jak czego, ale czekania w kolejkach wyjątkowo nie lubię, o czym doskonale przecież wiecie. ;p Zresztą, na kolejkę do wyjścia nie byłam przygotowana, one miały się zacząć dopiero później. 😉 I zaczęły się, ale zdecydowanie nie tak jak to sobie wyobrażałam. 😉

        Dzięki wejściu od drugiej strony trafiłam na tą część, gdzie jeszcze ludzi praktycznie wcale nie było, więc szybko zdołałam obejść cały teren Targów, które otaczały pierścieniem całą płytę stadionu. Oprócz tego część stoisk znajdowała się po bokach, ale zorientowałam się w tym fakcie dość późno. 😉 Generalnie od samego początku wpadłam w niezły chaos, bo zupełnie nie mogłam się rozeznać w układzie stoisk. Na szczęście dzień wcześniej spędziłam kilka ładnych godzin układając sobie plan, gdzie i do kogo chcę pójść, więc miałam wszystko pięknie rozpisane na kartkach i tylko sprawdzałam sobie numery stoisk i usiłowałam je zlokalizować. Na niektóre oczywiście wpadałam przypadkiem, ale to były te wyjątkowo dobre zbiegi okoliczności. 😉 Jako pierwszą w swojej magicznej rozpisce miałam panią Elżbietę Cherezińską, która jest autorką moich ulubionych historycznych książek (możecie kojarzyć m.in. \”Harda\” i \”Królowa\” czy chociażby \”Korona Śniegu i Krwi\”). Tutaj ustawiłam się dość wcześnie, dlatego znajdowałam się niemalże na samym początku i czekałam raptem kilkanaście minut. Spotkanie z autorką zawsze jest niezwykłym przeżyciem i najgorsze jest to, że nigdy nie wiem co powiedzieć, bo czuję się jak taka mała smarkula, która poznaje swojego guru. Taką sytuację miałam dokładnie kilka chwil później, gdy wpadłam na inne stoisko, gdzie swoje książki podpisywał Janusz Leon Wiśniewski, autor mojej najukochańszej książki z czasów licealnych, jaką jest \”S@motność w Sieci\”. Tutaj już kompletnie nie wiedziałam co powiedzieć i trzęsły mi się ręce jak szalone, gdy kładłam na stoliku przed nim mój totalnie wyświechtany, rozwalający się, popisany i pognieciony (mimo iż w twardej oprawie) egzemplarz książki, która przeszła ze mną wiele. Największą zaś nagrodą były słowa, że dla autora to ogromna radość, gdy właśnie taką książkę dostaje do podpisu, zwłaszcza gdy egzemplarz ma już kilkanaście ładnych lat. Cieszyłam się normalnie jak dziecko. 🙂 I dalej się cieszę. ;p

z p. Elżbietą Cherezińską. <3 
kolejka do p. Elżbiety wydłużała się z każdą chwilą. 🙂
tutaj trochę widać moją zdewastowaną przez życie książkę. <3 
spełnienie nastoletnich marzeń. <3

       Postanowiłam też na Targach nie myśleć wyłącznie o sobie i zatroszczyłam się o prezent dla Tomasza, chociaż taki zdecydowanie z przymrużeniem oka. Jest on bowiem fanem twórczości Ziemowita Szczerka i stwierdziłam, że fajnie będzie, jak dostanie ode mnie w prezencie jego ostatnią książkę \”Międzymorze\”. Szybciutko zakupiłam jeden egzemplarz i ustawiłam się w tworzącej się dopiero kolejce do autora, dzięki czemu byłam czwarta. 😉 I do tego byłam jedyną kobietą, jakoś więcej mężczyzn przyciągał do siebie. 😉 Gdy nadeszła moja kolej poprosiłam go o dedykację \”dla Puszka\”, która sprawiła, że uśmiechnął się wyjątkowo szeroko, ale ładnie spełnił moją prośbę. Od siebie dodał chmurkę i serduszko. 😉 A Tomkowi chyba prezent się podobał, bo zaczytuje się nim od sobotniego wieczoru i śmieje się średnio co pół strony. 😉

najlepsza dedykacja na świecie. <3

        Na zupełnym zaś spontanie wylądowałam w kolejce do p. Magdaleny Witkiewicz. Ostatnio wszędzie natykałam się na jej ostatnia książkę \”Czereśnie zawsze muszą być dwie\” i coraz bardziej mnie kusiła. A gdzie najlepiej ulec pokusie, jak nie na Targach, gdy jeszcze ma się szansę zdobyć autograf autorki. Zgodnie stwierdziłyśmy, że imię Magdalena jest najpiękniejsze, po czym życzyła mi udanej lektury (zarówno słownie jak i w dedykacji). I jakoś tak wyszło, że w pociągu w drodze powrotnej zdecydowałam się właśnie na lekturę tej książki. I przepadłam. W cztery godziny (bo akurat taki pociąg do Krakowa mi się trafił, gdy zrezygnowałam z czekania do 20 i wyruszyłam ciut po 16, bo miałam dość upału, który tego dnia był absolutnie niemiłosierny) przeczytałam ponad czterysta stron książki (a ostatnie kilkadziesiąt zaraz po powrocie do domu skończyłam). Dawno mnie tak żadna książka nie wciągnęła, aż muszę napisać jej recenzję niedługo, bo tylu emocji przy czytaniu nie przeżywa się każdego dnia. 🙂

kolejki, kolejki. 😉
i takie właśnie były. <3 

       Ostatnim autografem, który baaardzo chciałam otrzymać, pochodził od autorki m.in. mojej ukochanej serii o Mieszku, czyli Katarzyny Bereniki Miszczuk. Tutaj także kolejka była olbrzymia, więc miałam szczęście, że dość wcześnie się tu pojawiłam, bo już miałam powoli dość. W tej kolejce wyjątkowo nie byłam sama, trafiłam akurat na koleżanki z Instagrama. I opłacało się czekać, bo mimo braku zdjęcia z samą autorką, dostałam chyba najpiękniejszą dedykację na świecie. Do tej pory się do niej uśmiecham. <3

autorka prezentowała się absolutnie przepięknie, też chcę taki wianek. 😉
<3 <3 <3 

        W większej ilości kolejek nie stałam, bo po prostu nie miałam już siły. Poza tym nie chciałam marnować swoich pierwszych warszawskich Targów na kilkugodzinne oczekiwanie w kolejce, bo tak właśnie kształtowała się chociażby ta do Mroza czy Kasi Puzyńskiej (i tu się bardzo cieszyłam, że na spotkanie w Krakowie się zebrałam w pewien deszczowy marcowy dzień). Generalnie poza staniem w kolejkach kilka razy przeszłam cały teren Targów, porobiłam zdjęcia osobom znanym, żeby mieć jakąś fajną pamiątkę i oczywiście kupiłam kilka książek. I nie tylko. 😉 Książek nabyłam koniec końców sześć, chciałam więcej, ale nie byłam już w stanie ich nosić (do tej pory bolą mnie plecy, ramiona i ręce), kilka fajnych magnetycznych zakładek od EpikPage (które uwielbiam, aczkolwiek i tak najbardziej urzekły mnie dwie od Emilki <3) i trzy bawełniane torby do kolekcji. 😉

Kasia Puzyńska jak zawsze uśmiechnięta i niezwykle sympatyczna. <3
Ewa Chodakowska. 😉 
Dżoana Krupa. 🙂 
autorka świetnych reportaży, jak nie czytaliście, to polecam serdecznie.
kolejka po zakładki magnetyczne.
zakładki. <3 
        Strrrasznie się rozpisałam, ale naprawdę jestem zachwycona. W porównaniu do Targów w Krakowie nie ma porównania. ;p Tutaj było zdecydowanie więcej przestrzeni, nawet jak kolejki się formowały po dwóch stronach, to spokojnie dało się przejść. Może i tłok był większy, ale nie dało się tego odczuć. Jedynym problemem był chwilami brak tlenu, bo przewiewów było dość mało, a sobota była wyjątkowo słoneczna, ale to naprawdę było do przeżycia. Wolę już trochę się zgrzać niż cały czas przepychać się przez ludzi. 😉 Zdecydowanie polecam przejechać się do Warszawy w przyszłym roku, jeśli w tym nie byliście. 😉 Ja się zakochałam! 🙂

mój piękny stosik potargowy. 🙂

14 komentarzy

Leave a Reply

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *