Lifestyle

Ślub w czasie zarazy, czyli jak to wygląda w maseczkach. :)

       Dokładnie miesiąc temu, osiemnastego kwietnia, wyszłam za mąż. I chociaż od początku planowaliśmy skromny i mały ślub cywilny, to rzeczywistość zweryfikowała nasze plany dość mocno. Przyszła pandemia, wzmożony reżim sanitarny, nakaz noszenia maseczek, a wraz z tym wszystkim trzeba było podjąć decyzję – bierzemy ślub w takich warunkach czy przekładamy? A że uparta ze mnie dziewuszka, to stwierdziłam, że nie ma co przekładać, tylko trzeba się dostosować i ogarnąć wszystko na nowo. I o tym będzie ta dzisiejsza notka, pierwsza po długiej przerwie. 🙂

       Samo planowanie ślubu nie zajęło nam zbyt wiele czasu. Ot, pod koniec lutego pojechaliśmy do urzędu stanu cywilnego i zapisaliśmy się na pierwszy najbliższy termin, czyli właśnie osiemnastego kwietnia z samego rana w pięknej Willi Decjusza w Krakowie. Z racji faktu, że nie planowaliśmy wesela, nie musieliśmy zaklepywać terminu na kilka lat do przodu, bo obiad w restauracji dla rodziców i rodzeństwa da się ogarnąć dość szybko. Nie zamierzałam też bawić się w żadne białe długie suknie, chociaż przyznam szczerze, że znalezienie idealnej sukienki zajęło mi ze dwa tygodnie. Poświęciłam na to długie godziny hasania po internetach, szukania inspiracji, bo jednak powiedzmy sobie szczerze – duże czy małe wesele/ ślub cywilny czy kościelny, to Panna Młoda zawsze chce wyglądać najpiękniej. I dlatego też postawiłam na asymetryczną granatową sukienkę, która po pierwszej przymiarce (w sensie jak przyszła zamówiona i wyciągnęłam ją z pudła) podbiła moje serduszko totalnie i została już ze mną w domu. Jej plusem jest na pewno to, że będę mogła ją założyć jeszcze i na inne okazje niż ten ślub. 🙂 
       Największe trudności mieliśmy jedynie z wyborem obrączek. Głównie dlatego, że wybór jest ogromny. Początkowo planowaliśmy, że po prostu pojedziemy do jakiejś krakowskiej galerii, pójdziemy do jubilera i coś tam wybierzemy. Ale los chciał inaczej. 😉 Akurat tuż po ustaleniu, że bierzemy w końcu ten ślub, pojechaliśmy na weekend w góry. I tam, podczas sprawdzania czegoś na fejsiku, wyświetliła mi się reklama profilu z obrączkami ślubnymi. A że temat już mnie wtedy interesował, to weszłam i przepadłam. Tak pięknych i oryginalnych obrączek jeszcze nie widziałam, ale już wiedziałam, że koniecznie musimy takie właśnie mieć. Nie zastanawiając się długo, chwyciłam za telefon i zadzwoniłam tam, żeby się dowiedzieć, czy jest w ogóle szansa, żeby nam w te siedem tygodni zrobili jakiekolwiek obrączki. Okazało się, że tak i umówiliśmy się od razu na spotkanie za kilka dni. Dobrze, że odbyło się już po oficjalnym zamknięciu sklepu, bo samo ustalanie jak będą wyglądać, zajęło nam prawie godzinę. Ale byliśmy zadowoleni, chociaż aż do momentu odebrania obrączek, nie wiedzieliśmy dokładnie jak będą wyglądać. A wyglądały bosko. <3
       I tak szczęśliwi, że wszystko mamy już ogarnięte i pozostaje nam tylko czekanie na TEN DZIEŃ w połowie marca obudziliśmy się w kraju ogarniętym pandemią i zwiększonym reżimem sanitarny. Nie stanem wyjątkowym, ale stanem epidemicznym, gdy nagle cały kraj musiał się zatrzymać i zostać w domach. Praktycznie wszystko uległo zawieszeniu bądź odwołaniu, włącznie ze Świętami Wielkanocnymi. I wtedy nasz ślub stanął też pod wielkim znakiem zapytania, ale stwierdziłam, że jeśli tylko oficjalnie nikt nie zakaże przeprowadzania ceremonii, to nasza się odbędzie. I kropka. Oczywiście wszyscy namawiali nas na przekładania terminu, bo co to za ślub, co to za przeżycie, jak nikogo nie ma itp. Na początku ceremonie ślubne były ograniczone do 10 osób, więc nie było tak źle, ale gdzieś od kwietnia mogło już w nich uczestniczyć zaledwie 5 osób. Dalej jednak byłam uparta i obstawiałam przy swoim zdaniu. W trakcie Świąt przetestowaliśmy opcję śniadania wielkanocnego online, co poszło na tyle sprawnie, że chcieliśmy tak samo przeprowadzić nasz ślub dla tych, którzy tego dnia nie mogliby być z nami. Ale i tutaj nie wszystko poszło tak jak chcieliśmy. 
       Dwa dni przed naszym ślubem wszedł w życie przepis nakazujący zakrywanie ust i nosa w przestrzeni publicznej. Wtedy też zadzwoniła do mnie pani z USC z pytaniem czy na pewno chcemy brać ten ślub w sobotę, bo zgodnie z przepisami musimy mieć wtedy wszyscy zasłonięte twarze maseczkami. Tu mi trochę mina zrzedła, no bo sorry, ale mimo wszystko Panna Młoda chciałaby wyglądać jak najpiękniej, a maseczka taka trochę mało ślubna i twarzowa jest. Z drugiej strony stwierdziłam, że będzie co wspominać po latach i dzieciom opowiadać, bo zdecydowanie nie były to normalne okoliczności. Ja miałam całkiem fajną maseczkę, ale narzeczony mój miał tylko zwykłą białą, więc wieczorem przed ślubem własnoręcznie uszyłam mu ładniejszą, niebieską, która pasowała lepiej do jego stylizacji. 🙂

Willa Decjusza
   Żeby było jeszcze weselej to uparłam się, żeby cały ślub odbył się w tajemnicy i aż do samej ceremonii wiedzieli o nim tylko nasi goście (czyli całe dwanaście osób razem z nami plus osoby z USC). Trochę to chwilami utrudniało pewne rzeczy w pracy, ale stwierdziłam, że skoro wytrzymaliśmy już tyle czasu z tajemnicą, to nie ma sensu mówić. Lepiej po fakcie. 😉 Aż nadszedł wieczór przed ślubem, gdy już taka szalenie zmęczona po całym dniu załatwiania różnych rzeczy (bo np. kwiaty same przyjść do domu nie chciały i musiałam tuptać po swój ślubny bukiet, którym były najcudowniejsze żółte tulipany na świecie. Tak, wiem, mało ślubne, ale wyglądało oszałamiająco w całej stylizacji) zasiadłam przed telewizorem i szyłam maseczkę. Akurat leciał wtedy program, który oglądamy praktycznie codziennie, którego częścią jest to, że dzwonią i piszą tam smsy i maile telewidzowie. Kilka razy sami też napisaliśmy tam smsa z różnymi życzeniami, ale nigdy wcześniej go nie opublikowali. Aż właśnie do wieczora przed naszym ślubem, gdy już nie mogłam wytrzymać z napięcia i napisałam, że jutro bierzemy ślub w maseczkach i trzymajcie z nas kciuki. I podpisałam, że to Magdalena i Tomasz. I jakież było moje zdziwienie, gdy po kilku minutach sms pojawił się na antenie, a prowadzący go przeczytali, pokazali, że trzymają kciuki i że byłoby fajnie, gdybyśmy im jutro wysłali zdjęcie z takiego ślubu. 
       Rano, z racji panujących obostrzeń, musieliśmy się sami przygotować do tego ślubu. Facetowi zawsze jest łatwiej, więc Tomasz nie miał żadnych problemów, tylko ja się bałam, że coś pójdzie nie tak i będę wyglądała jak dziecko bawiące się kosmetykami swojej mamy, bo malowanie się nie jest moją mocną stroną. I to był ten moment, gdy cieszyłam się, że jednak pół twarzy zakrywa mi maseczka. 😉 Na miejscu wszyscy w maseczkach, cała obsługa Willi Decjusza uzbrojona w środku dezynfekujące i rękawiczki, para przed nami także zamaskowana. Formalności poszły szybko, cała ceremonia także, raptem 10 minut nam zajęła, co wiemy, dzięki temu, że cała była przez nas nagrywana, żeby móc ją pokazać nieobecnym. Relacja live nam trochę nie wyszła, ale z najbliższymi łączyliśmy się tuż przed i tuż po, a później szybko wysłaliśmy im całe nagranie. Na sali była nas cała szóstka, czyli my, nasi świadkowie, jeden szanowny gość (co pani urzędniczka pięknie podkreślała) i właśnie prowadząca ceremonię urzędniczka. Oczywiście też w maseczce (w uwaga – małe buldogi!) i czarnych rękawiczkach. Złożyła nam na koniec piękne, niezwykle wzruszające życzenia, ale wszystko odbyło się bez żadnego kontaktu, nawet ręki nam nie podała. My maseczek nie ściągaliśmy przez całą ceremonię, przez co pierwszy pocałunek też był w nich, jedynie obrączki zakładaliśmy na gołe dłonie. I tutaj szanowny mąż się nieco pomylił, bo pamiętał, że jego jest ta większa, więc to ją wziął i zaczął mi zakładać na palec. Ot, taki mały humorystyczny akcencik w tym ogarniętym pandemią świecie. 😉
       Jak już pisałam, cała ceremonia była bardzo szybka, musieliśmy jednak zostać jeszcze kilkanaście minut, żeby poczekać na świadectwo ślubu. Żeby nie stać na schodach, gdzie tylko nasza świadkowa zrobiła nam najpiękniejsze zdjęcia na świecie, rozłożyliśmy się na murku nieopodal i rozpoczęliśmy świętowanie, bo co jak co, ale to jednak okazja do świętowania była zacna. ;] Polał się szampan, zaczęły się śmiechy, telefony i po prostu odpoczynek już po tych emocjach, bo mimo nietypowych okoliczności, to jednak te emocje były. 🙂 I dzięki tej godzinie spędzonej na tym murku, w pięknym kwietniowym słońcu, w otoczeniu wiosennej zieleni (bo tylko ta wiosenna zieleń ma taki niepowtarzalny kolor) powstała seria najpiękniejszych ślubnych zdjęć, których absolutnie żaden fotograf nie uchwyciłby tak pięknie, jak to zostało zrobione. Piękno tkwi w prostocie i naturalności. 🙂
       Nie mogło też zabraknąć obiecanego zdjęcia, które mieliśmy przesłać do redakcji Szkła Kontaktowego. I tak szczerze mówiąc, to jest jedno z najpiękniejszych zdjęć ślubnych jakie mamy razem (a wbrew pozorom mamy ich całkiem sporo) i niedługo wyląduje u nas na ścianie. Wysłaliśmy je jednak dopiero po południu, kiedy nieco opuściły nas już emocje. A to zdjęcie nakręciło kolejną falę nowych emocji, bowiem nie dość, że wrzucili je na swoje social media wcześniej niż my (stąd szybko sami musieliśmy napisać o ślubie, bo Szkło Kontaktowe wygadało się jako pierwsze), to jeszcze zaproponowali nam udział na żywo w wieczornym programie, żeby redaktorzy mogli nam osobiście złożyć życzenia, bo tak im się to wszystko podobało. 🙂 Nam też i było to naprawdę bardzo ciekawe, choć nieco stresujące przeżycie, które sprawiło, że nasz ślub był totalnie wyjątkowy. W końcu nie o każdym mówią w telewizji. 😉
       Ale tak na serio, pomijając już tą akcję z telewizją, to naprawdę był mój wymarzony ślub i bardzo się cieszę, że udało się go przeprowadzić w takiej formie, mimo niesprzyjających okoliczności. Oczywiście, brakowało mi rodziny, ale na szczęście byli w stanie zrozumieć, że nie chciałam go przekładać i że chciałam, żeby wszystko było po mojemu. I było. 🙂 I tego życzę każdej przyszłej Pannie Młodej, żeby ten najważniejszy przecież dzień w życiu kobiety był dokładnie taki, jak sobie to wymarzyłyśmy drogie Panie. Bo nie każda marzy o weselu na trzysta osób, białej sukni z trenem i wielkim torcie, ale każda ma prawo spełniać swoje marzenia w tym i o tym dniu. 🙂 
       Trzymajcie się ciepło i nie dajcie się tej zarazie. 🙂
~~Madusia. 

11 komentarzy

Leave a Reply

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *