Książki

Zaczytana Madusia: „Bękart” Ida Jessen – recenzja

Za oknem rozgościła się piękna wiosna, słoneczko zagląda mi prosto w ekran laptopa, na którym właśnie piszę recenzję „Bękarta”, który swoją premierę miał dokładnie dwa tygodnie temu. Jest to niezwykła powieść autorstwa duńskiej pisarki Idy Jessen, na podstawie której ostatnio nakręcono całkiem zgrabny film z Madsem Mikkelsenem w roli głównej. Dawno nie spotkałam się z podobną książką i przyznam szczerze, że początkowo miałam problem z jej odbiorem, ale koniec końców doczytałam ją z zapartym tchem. Cóż nas czeka na bezludnym wrzosowisku Jutlandii roku 1754 – czytajcie koniecznie dalej!

W tym właśnie roku kapitan Ludwig von Kahlen przybywa na niegościnne wrzosowiska. Są one jego punktem honoru, bowiem zamierza udowodnić, że da się je ujarzmić, że można na nich normalnie prowadzić uprawy i hodować zwierzęta. Jest to główna oś całej powieści – codzienna walka z bezwzględnymi siłami natury, które nie ułatwiają Ludwigowi pracy. Chociaż na początku ma szczęście, ponieważ dość szybko znajduje źródło wody, które pozwala przeżyć jemu i jego zwierzętom. Później przestaje mu ono dopisywać i każdy dzień kapitana to tytaniczna wręcz walka o każdą piędź ziemi czy posiłek. Nie jest lekko. Zdecydowanie nie.

„Bękart” jest książką dokładnie taką samą jak wrzosowiska – jest niezwykle oszczędny w słowach, nie znajdziemy tu przepięknych opisów okoliczności przyrody (bo po prostu nie istnieje, chwilami mamy wrażenie, że pochłonie nas wrzos i przykryje nas wszystkich na wieki – swoją drogą, okropne uczucie), żaden z bohaterów nie skupia się na uczuciach, większość relacji jest ich pozbawionych, bowiem liczy się tylko walka o przetrwanie. Czyta się to ciężko, szczególnie że ostatnio pojawiają się głównie książki piękne, z wyrazistymi postaciami, cudnymi miejscami itp. „Bękart” zupełnie nie wpisuje się w ten trend, jest surowy i taki mocno ciosany.

I moim zdaniem jest to niezwykła wartość tej książki, zapada w pamięć, a po kilkudziesięciu stronach idzie się oswoić i przyzwyczaić z tym tokiem narracji, takim urywanym, prostym i krótkim. Kapitan nie jest myślicielem, skupia się na wykonywaniu czynności zleconych mu przez króla i tylko to ma dla niego znaczenie. Nie przywiązuje się do ludzi pojawiających się w jego życiu, chociaż zdarza się wyjątek. Jest pewna kobieta, która zamiesza w jego życiu, choć i tu panuje ogromna powściągliwość w słowach i gestach. Obecnie ciężko wyobrazić sobie takie podejście do związku, tu jednak wygląda to normalnie, chociaż niezwykle dziwnie. Temu nie da się zaprzeczyć.

„Bękart” nie jest książką lekką, słabo nadaje się na popołudniowe czytadło przy kawie, przyda się przy nim nieco więcej skupienia, żeby wyciągnąć z niego ukryte głęboko piękno tej historii. Są takie momenty, które mimo surowej formy, chwytają za serduszko, np. wątek z koniem Ludwiga (tak, wiem, zdaję sobie sprawę, że wątki ze zwierzętami działają na mnie mocniej niż inne). Ciężkie są także te chwile, w których pojawia się bezwzględny właściciel ziemski – Schinkel, który ma za zadanie mącić i niszczyć plany naszego kapitana. Ten wątek jest wyjątkowo ciężki, właśnie przez tą oszczędność w słowach, co sprawia, że bezwzględność Schinkela wydaje się jeszcze bardziej spotęgowana. Nie lubię tych fragmentów, w których się pojawiał. Zawsze wtedy było mi żal kapitana.

Jeśli szukacie historii, która jest niebanalna, nie opiera się na typowych schematach książkowych, to zdecydowanie „Bękart” jest dla Was. Jest to książka warta zgłębienia, ale nie zawsze będzie budziła w Was pozytywne emocje, sporo negatywnych odczuć też może się pojawić, nie powinno to jednak Was odstraszać. Czasem warto sięgnąć po coś innego niż to, co zwykle czytacie, żeby rozszerzyć nieco swoje horyzonty. A „Bękart” to właśnie gwarantuje!

/*współpraca barterowa z wydawnictwem Replika/ dziękuję za egzemplarz do recenzji

Leave a Reply

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *