Książki

Zaczytana Madusia: „Morderstwo o poranku” Merryn Allingham – recenzja

W ciągu ostatniego roku do grona moich ulubionych bohaterek prawdziwym przebojem wdarła się Flora Steele – niepozorna księgarka z niezwykle rozbudowanym instynktem detektywistycznym. I talentem do pojawiania się tam, gdzie akurat być nie powinna. W zeszłym tygodniu swoją premierę miała trzecia część jej przygód „Morderstwo o poranku”, w którym razem z Florą wyjeżdżamy na wakacje do pięknej Kornwalii. A tam znowu trup! W co tym razem wplątała się ta niesforna dziewczyna? Czytajcie koniecznie dalej.


Cicha, piękna i tajemnicza Kornwalia w latach pięćdziesiątych zeszłego wieku była krainą pełną wojennych tajemnic, bo choć nie toczyły się w niej żadne walki, to była dobrą bazą wypadową do działań alianckich. I to właśnie w tych realiach Jack – pisarz kryminałów, towarzyszący Florze od pierwszego tomu, postanawia napisać swoją kolejną książkę. Wyprawa do Kornwalii jest pomysłem jego wydawcy, a Flora ma pomóc Jackowi zbierać i opracowywać materiał, a także odpoczywać po burzliwych przeżyciach z poprzedniego tomu. Jeśli nie czytaliście – polecam sięgnąć zarówno po drugi jak i po pierwszy – akurat w przypadku Flory dobrze jest czytać całość od samego początku – wtedy zdecydowanie łatwiej zrozumieć wszystkie perypetie.

Od samego początku ich pobyt nie przebiega tak, jak to sobie wymarzyli – jeszcze przed wyjazdem Jack dostaje list z pogróżkami, żeby lepiej się tam nie pojawiał, a dzień po przyjeździe Flora podczas spaceru w ogrodzie napotyka się na ciało zamordowanego właściciela domku. I wtedy oczywiście budzą się w niej duchy najbardziej znanych detektywów i pragnie na własną rękę znaleźć zarówno sprawcę jak i wytłumaczenie całej sytuacji. Niesłychanym dla niej wydaje się być bowiem fakt, że można pozbawić kogoś życia w tak pięknym i beztroskim zakątku, do którego trafili.

Muszę przyznać, że wyjazd z rodzinnego miasteczka dobrze zrobił naszym bohaterom, a już na pewno łączącej ich relacji. Od samego początku był to niezwykle ciekawie poprowadzony wątek, pełen konwenansów, które obecnie wydają się nam dość śmieszne, a na pewno staroświeckie. Te fragmenty czyta się z prawdziwą przyjemnością, lubię takie niedopowiedzenia, zająknięcia, rozterki i wahania. To takie słodkie i każdy z nas na pewno to kiedyś sam przeżywał. Jest to na pewno przyjemna odmiana po tych wszystkich wątkach, w których wszyscy od razu wykładają kawę na ławę i od razu konsumują swój związek czy też dopiero znajomość. Taka Flora i Jack są w tym wszystkim powiewem nostalgii, która tkwi gdzieś w moim serduszku.

Podoba mi się, że z każdym kolejnym tomem dostajemy coraz ciekawszą zagadkę kryminalną, tym razem dość zaskakującą. Ważną rolę odgrywa tu tło historyczne, sporo dowiadujemy się o wojennych losach kornwalijskiego wybrzeża – jest to ciekawe spojrzenie na konflikt, który toczy się zupełnie gdzie indziej, a mieszkańcy wydają się być jedynie obok. Oprócz tego, razem z Florą i Jackiem zwiedzamy również okolicę, a urokowi tamtejszych zamków nie sposób się oprzeć.

„Morderstwo o poranku” to bardzo przyjemna lektura, z którą spędziłam kilka naprawdę miłych godzin. Lubię ten lekki, nieco gawędziarski ton autorki, nie ma tu niepotrzebnej pompatyczności, która czasem się zdarza w kryminałach. Tu jest swojsko, spokojnie wyobrażam sobie picie popołudniowej herbatki w towarzystwie Flory i Jacka. Z tym, że u mnie zdecydowanie bez mleka. 😉 Jeśli szukacie fajnej wakacyjnej lektury, to koniecznie sięgnijcie po trzy tomy zagadek Flory Steele – nie będziecie żałować!

/*współpraca barterowa z wydawnictwem Mando / dziękuję za egzemplarz do recenzji.

Leave a Reply

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *