Zaczytana Madusia: „Przeklęty raj” Julia Malye – recenzja
Niektóre wydarzenia z historii świata bywają zupełnie pomijane, bo i też nie bardzo jest się czym chwalić. Te ciemne karty każdy naród trzyma w ukryciu i nie znajdziemy o nich słowa w podręcznikach. Czasem jednak są wydobywane na światło dzienne i stają się kanwą nieprawdopodobnie brzmiących opowieści literackich. A nie od dziś wiadomo, że najciekawsze są te historie, które mają w sobie ziarno prawdy. „Przeklęty raj” to właśnie jedna z takich powieści – wstrząsająca, trudna, acz naprawdę wciągająca i porażająca w odbiorze. Zapraszam na recenzję.
Odkrycie Ameryki Północnej i jej późniejszy podbój przez narody europejskie to fakt doskonale wszystkim znany. Jednak już sam przebieg tej kolonizacji, często jest przemilczany z powodu jej okrucieństw i bezwzględności. Już sama przeprawa przez Atlantyk nie należała do najprzyjemniejszych, często już ona stawała się końcem przygody dla wielu śmiałków. Często też państwa wysyłały tam ludzi z marginesu swojego społeczeństwa, żeby się ich pozbyć i jak to ładnie się określa „dać im szansę na budowanie nowego świata i nowego życia”. O takich zsyłkach mężczyzn wiemy doskonale, ale jak to było w przypadku kobiet? Tego właśnie dowiemy się z nowej książki Julii Malye „Przeklęty raj”.
To niezwykle trudna opowieść o kobiecej przyjaźni, rodzącej się w skrajnych warunkach. Zaczyna się w paryskim przytułku dla sierot (jest to także i więzienie i szpital psychiatryczny i ogólnie przechowalnia niechciany dziewcząt), w którym z powodu przepełnienia zapada decyzja o wysłaniu części pensjonariuszek do Luizjany – francuskiej kolonii w Ameryce Północnej. Ich zadanie jest proste i jednoznaczne, bowiem na miejscu brakuje kobiet, które są niezbędne do zakładania rodzin i rodzenia dzieci, żeby kolonia mogła przetrwać.
Jeden transport kobiet już tam dotarł, my będziemy towarzyszyć drugiemu, który miał miejsce w 1720 roku. Część dziewcząt uważa udział w eskapadzie za spełnienie swoich marzeń, więc zgłaszają się dobrowolnie, nie zdając sobie sprawy z czyhających na nie niebezpieczeństw. Jedną z nich jest dwunastoletnia Charlotte, która ma nadzieję odnaleźć swoją tożsamość, drugą zagubiona w swojej nadwrażliwości Petronille oraz najsilniejsza nich wszystkich – Genevieve. Każda z nich jest inna, każda ma swój bagaż doświadczeń, szczególnie ta ostatnia, która przebywała w części więziennej przytułku.
„Przeklęty raj” jest dość specyficzny w formie, zdania są krótkie, przez co całość nabiera takiej pierwotnej szorstkości. Los naszych bohaterek nie oszczędza, przeżywają ogromne rozterki, stając się tak naprawdę narzędziami w rękach mężczyzn. Sama podróż jest zaledwie przedsionkiem do tego, co czeka je na miejscu. Pragnąc odnaleźć siebie, znajdą się w sytuacji, gdy absolutnie nic od nich nie zależy. Są przestawiane z miejsca na miejsce do momentu, aż zwiążą się z zupełnie przypadkowym mężczyzną, którego nie znają. Mimo to – powoli i mozolnie starają się budować swój nowy świat. Czy im się to uda? Myślę, że każdy powinien się przekonać na własnej skórze, chociaż książka nie jest łatwa, nie jest przyjemna i wcale nie czyta się jej szybko. Mimo to – warto!
/*współpraca barterowa z wydawnictwem MUZA / dziękuję za egzemplarz do recenzji.