Książki

Zaczytana Madusia: krótkie podsumowanie czerwca 2022

Jakoś tak zwykle mi wychodzi, że za podsumowanie poprzedniego miesiąca zabieram się w połowie kolejnego. Zawsze podziwiam osoby, które już pierwszego dnia nowego miesiąca przybiegają z gotowymi tekstami – mnie się to nie udaje. Wychodzę jednak z założenia, że każdy termin jest lepszy od żadnego. I dlatego dzisiaj przychodzę z krótkim podsumowaniem mojego czytelniczego czerwca. Zapraszam do lektury. 🙂

Pod względem czytelniczym czerwiec był całkiem zacnym miesiącem. Udało mi się przeczytać 12 książek, w tym 4 papierowe, a resztę elektronicznych (w absolutnie niezastąpionym Legimi, które kocham miłością szczerą od pierwszego wejrzenia). Nie będę Wam opowiadała o każdej z nich, chciałabym się skupić na tych, które wywarły na mnie największe wrażenie – czasem pozytywne, czasem nie. 😉

tak prezentuje się cała czerwcowa lista

Jest mi bardzo ciężko wybrać najlepszą pozycję; sporo na mojej liście naprawdę dobrych książek. Na prowadzenie w rankingu wysuwają się jednak dwie – i co zaskakujące – traktujące o sztuce. Moje mało artystyczne serduszko podbiły niesamowite „Cztery muzy” i „Usta rzeźbiarki”. Dawno nie czytałam powieści, które mogłabym określić słowami „urzekające” i „czarujące”. Czułam się w trakcie lektury jakbym przeniosła się do innego świata, losy bohaterów pochłonęły mnie na wiele naprawdę pięknych godzin. W przypadku „Ust rzeźbiarki” wyciągnęłam nawet z odmętów moich szaf karteczki indeksujące z jednorożcami, żeby móc zaznaczać co piękniejsze cytaty. Uwielbiam, gdy książki pobudzają mnie do zgłębiania wiedzy i szukania czegoś więcej o osobach/wydarzeniach w nich opisanych, co miało miejsce w tym przypadku. Twórczość Schielego („Cztery muzy”) i Aliny Szapocznikow („Usta rzeźbiarki”) zrobiła na mnie mocne wrażenie, zwłaszcza że oboje skupiają się bardzo mocno na cielesności (chwilami aż do przesady, jak to bywa u Schielego), która nawet teraz bywa tematem tabu. Obrazy i rysunki Schielego i rzeźby Aliny można powiedzieć, że zdecydowanie wyprzedzały swoje czasy. I to czuć w tych książkach!

Znalazłam w czerwcu kilka chwil na zapoznanie się z klasyką, jaką niewątpliwie jest „Lot nad kukułczym gniazdem” Kena Keseya i w tym przypadku mam mieszane wrażenia. Przyznam szczerze, że długo zbierałam się do tej książki, bo po prostu się jej bałam. Gdzieś z tyłu głowy miałam ciągle obraz psychodelicznej miny Jacka Nicholsona i nie mogłam się zmusić do jej czytania. Aż przyszedł taki moment w zeszłym miesiącu, gdy odważyłam się po nią sięgnąć i zaczęłam czytać. Powoli, rozdział po rozdziale, pochłonęłam ją w kilka dni. Nie podobała mi się, na pewno do niej nie wrócę i nie zamierzam oglądać filmu, ale uważam, że warto ją przeczytać. Jest to książka, która zmusza nas do myślenia, do zastanowienia się nad rzeczami, nad którymi nie zawsze chcemy się zastanawiać. Taka trochę w typie „Roku 1984” i „Paragrafu 22” (chociaż tą ostatnią zaczynałam czytać chyba z pięć razy i zawsze polegałam po kilkudziesięciu stronach, ale ciągle liczę, że uda mi się ją przeczytać w całości).

Z książek przeczytanych w wersji elektronicznej na pewno warto sięgnąć po nowego Chmielarza – Mortka trochę kazał na siebie czekać, ale dojrzał przez ten czas i czyta się go jednym tchem. Jestem bardzo na tak, pochłonęłam go w krótki czerwcowy wieczór i żałowałam, że taki krótki jest (zaledwie 376 stron 🙁 ). Jednak zdecydowanym faworytem w tej kategorii książek jest absolutnie świetna biografia Dulębianki pod wiele mówiącym tytułem: „Samotnica. Dwa życia Marii Dulębianki” autorstwa Karoliny Dzimiry-Zarzyckiej. Jestem pod wielkim wrażeniem researchu autorki, ponieważ liczba źródeł dotyczących życia Dulębianki jest niewielka. Wielu rzeczy ciągle o niej nie wiemy i raczej się nie dowiemy, czego osobiście bardzo żałuję. Znamy ją najczęściej jako towarzyszkę Marii Konopnickiej, a sama wiodła bardzo barwne życie jako artystka i aktywistka. Zwłaszcza temat jej aktywizmu powinien być obecnie mocno eksponowany, bo walczyła dokładnie o to samo, o co być może przyjdzie nam także niedługo walczyć. W trakcie lektury można dojść do smutnego wniosku, że mimo upływu stu lat niewiele się zmieniło w pewnych kwestiach dotyczących kobiet. I to boli.

Mam nadzieję, że taka forma podsumowania przypadnie Wam do gustu – na pewno trochę się zmieni, gdy zacznę tu regularnie zamieszczać opinie o książkach, wtedy będę do nich odnosiła, a na razie radzę sobie w taki sposób. 😉

One Comment

Leave a Reply

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *