Książki

Zaczytana Madusia: „Czarny świt” Urszula Kusz-Neumann – recenzja

Długie zimowe wieczory sprzyjają czytaniu. W tym czasie najlepiej siadają mi mroczne historie, które potrafią budzić strach i mnóstwo innych emocji, niekoniecznie tych pozytywnych. A cóż może brzmieć bardziej przerażająco niż czarny świt, niedający nadziei i nieprzynoszący ulgi po koszmarnej nocy? Takie pytania zadawałam sobie w trakcie czytania zeszłotygodniowej premiery autorstwa Urszuli Kusz Neumann. Co faktycznie niesie ze sobą „Czarny świt”? Koniecznie czytajcie dalej!

Rodzinne tajemnice głęboko zagrzebane w przeszłości to idealny motyw na świetny thriller. Jedna z głównych bohaterek, Wiktoria, po okropnym wypadku w dzieciństwie cierpi na zaniki pamięci i potężne stany lękowe. Kobietę przerażają ciemności, nie zbliża się także do okien, bo właśnie w trakcie wyglądania przez nie, na ich dom spadło wielkie drzewo, które nie tylko uszkodziło część budynku, ale trafiło prosto w nią. Od tamtej pory rodzina roztoczyła nad nią parasol ochronny oraz zapewniła jej opiekę psychiatryczną. Z biegiem lat Wiktoria jest jednak przekonana, że rodzina coś przed nią ukrywa, a niepokojące obrazy w jej głowie, które maniakalnie przenosi na papier, wprawiają w osłupienie wszystkich. Jej wizje, tworzone wyraźnymi czarnymi kreskami, budzą niepokój. I niebezpieczne skojarzenia z tym, co na zawsze miało zostać zapomniane.

Wszystkie pytania powracają, gdy na progu ich starego domu, w malutkiej spokojnej wsi Uboże, listonosz odnajduje ofiarę brutalnego morderstwa. Wiktoria ze swoim starszym bratem Rafałem, będącym komisarzem policji, przybywają na miejsce i zostają wciągnięci w małomiasteczkowe historie, w których ich rodzina odgrywa jedną z głównych ról. Prawda bardzo powoli, acz niezwykle sukcesywnie zaczyna wychodzić na jaw. A przynajmniej tak może się wydawać, bo zwrotów akcji tu nie brakuje.

„Czarny świt” to wyjątkowo przygnębiająca i ciężka lektura, dawno nie spotkałam się z takim stężeniem niepokojących wydarzeń. Jest to historia o zerwanych więzach rodzinnych, o porzuceniu, ale przede wszystkim o wyborach, których nikt nie powinien podejmować. A także o tym, co najbardziej przeraża, czyli o złu w czystej postaci. I o jego dziedziczeniu, przez co nie da się go uniknąć, skoro jest zapisane w naszym genotypie. Ciężar tej książki jest naprawdę spory, jest to przeciwieństwo lekkiej lektury, ale na pewno ma w sobie to coś, co budzi w nas mnóstwo emocji. Różnych. Niekoniecznie dobrych. Jest to jednak jeden z bardziej niejednoznacznych tytułów, które czytałam w ostatnich latach, przez co na pewno długo będę o nim pamiętała.

Urszula Kusz-Neumann napisała o sobie, że pragnie wkraczać tam, gdzie jeszcze nie dotarł żaden autor i myślę, że tą powieścią mocno to pragnienie zaakcentowała. Książka budzi niepokój w trakcie czytania, ale jednocześnie wciąga tak bardzo, że ciężko się od niej oderwać. A co jeszcze dziwniejsze, jednocześnie przez jej większość kompletnie nie mogłam wczuć się w klimat, bo ta historia mocno mnie uwierała. Rozważałam nawet przerwanie w połowie, ale byłam jednak ciekawa, czy pojawi się wreszcie jakieś wyjaśnienie, które da nadzieję. I Wam pozostawiam ocenę, czy ta sztuka może się udać. „Czarny świt” warto przeczytać, chociaż ciężko wypowiedzieć się na jego temat jednoznacznie, najlepiej przeżyć go samemu.

/*współpraca barterowa z wydawnictwem Initium/ dziękuję za egzemplarz do recenzji.

Leave a Reply

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *