
Zaczytana Madusia: „Rota” Grzegorz Brudnik – recenzja przedpremierowa
Bardzo lubię poznawać nowych autorów, szczególnie polskich. Najczęściej są to debiutanci, ale zdarza mi się również sięgać po twórczość tych, których do tej pory nie miałam okazji bliżej poznać. I z takim przypadkiem przychodzę właśnie dzisiaj, w tą piękną i niezwykle ważną niedzielę. Grzegorza Brudnika kojarzę doskonale, jego książki także, ale dopiero „Rota”, mająca premierę w najbliższą środę, sprawiła, że powiedziałam sobie: „tak, to jest ten moment, zabieram się do czytania”. I wiecie co? Już żałuję, że zdecydowałam się dopiero teraz. Co takiego „Rota” ma w sobie, że wciągnęła mnie całkowicie i pochłonęłam ją w jeden wieczór? Zapraszam na recenzję!

Rotę zna każdy, dzięki patriotycznej pieśni autorstwa Marii Konopnickiej. Rota to także treść przysięgi i w tym znaczeniu pojawia się w najnowszej książce Grzegorza Brudnika. Taka przysięga jest ważnym zobowiązaniem, czasem stając się nawet kwestią życia i śmierci. Nie zawiera się jej lekkomyślnie, ma bowiem potężną moc i wiąże się z ogromną odpowiedzialnością. Rota to coś niezwykle istotnego, nie jest tematem do żartów. I podobnie jest z tą książką – to poważna sprawa i gruby kaliber.
Przyznam się szczerze, że do sięgnięcia po ten tytuł zmotywowało mnie miejsce akcji. Bielsko-Biała, kolejka na Szyndzielnię i tamtejsze okolice mają w moim serduszku szczególnie miejsce już od czasów dzieciństwa, kiedy we wczesnych latach szkoły podstawowej wyruszyliśmy tam na wycieczkę. Tak, ten sentyment ciągle mi towarzyszył w trakcie lektury, chociaż tak wiele się przecież tam zmieniło. No i wtedy nie znaleźliśmy żadnych trupów, a w książce zaczynamy właśnie od dwóch osób zamordowanych w kolejkowym wagoniku. A to dopiero początek.
W kryminałach, moim zdaniem, najważniejszą rolę odgrywa główny bohater (bądź bohaterowie) – jeśli między nami nie kliknie, to wtedy odbiór książki zdecydowanie traci na jakości. W „Rocie” jest tak pół na pół – inspektor Katarzyna Łezka w pierwszych odruchu nie wzbudziła mojej sympatii, ale im dalej szliśmy z historią, tym lepiej. O wiele bardziej polubiłam młodego podkomisarza Michała Gazdę, chociaż na silił się na zdobycie żadnej sympatii, zarówno wśród pozostałych bohaterów jak i czytelników. Mnie jednak ciągnie do takiego typa, chociaż te wąsiki mógłby sobie darować. Relacje między Łezką a Gazdą, ich docinki, wymiany zdań i budująca się między nimi więź w miarę rozwoju sytuacji to jeden z najciekawszych aspektów całej książki.
Dawno nie czytałam tak perfekcyjnie dogranej historii, gdzie wszystko się ze sobą łączy, jednocześnie zaskakując czytelnika w tak wielu kwestiach. I chociaż pewnych rzeczy się domyślamy, to całość jest oryginalna, świeża i porywająca. Grzegorz Brudnik zaserwował nam niesztampowych bohaterów, intrygującą zbrodnię, mnóstwo tajemnic, niepokojące rytuały, a wszystko to umieścił w jednej z najpiękniejszych części naszego kraju, chociaż pogoda akurat średnio sprzyjała widokom.
„Rota” to moje pierwsze spotkanie z autorem, ale na pewno nie ostatnie. Książka mnie zachwyciła, wciągnęła, zaskoczyła – to kryminał idealny, któremu nie sposób się oprzeć. I niezwykle cieszy mnie informacja znajdująca się w podziękowaniach, że Łezka szybko do nas wróci w kolejnej opowieści. Już czekam!
/*współpraca barterowa z wydawnictwem Filia Mroczna Strona/ dziękuję za egzemplarz do recenzji.
