Książki

Zaczytana Madusia: „Jak rozbiłam szkło” Tulia Topa – recenzja przedpremierowa

Lubię sięgać po książki niełatwe, czasem kontrowersyjne, o których robi się głośno. I to z różnych powodów, dlatego też zdarzyło mi się przeczytać te pierwsze, najgłośniejsze erotyki, żeby móc się z czystym sumieniem o nich wypowiadać. To w sumie taki skrajny przypadek, szczególnie w kontekście dzisiejszej recenzji. Kiedy tylko pojawiła się zapowiedź książki „Jak rozbiłam szkło. Moje dorastanie wśród Świadków Jehowy” Tulii Topy, od razu wiedziałam, że na pewno po nią sięgnę. I teraz przyszedł czas na moją opinię, tuż przed jej premierą. Zapraszam!

Osobiste historie mają to do siebie, że nigdy nie są obiektywne. Zawsze są to subiektywne wrażenia i przeżycia widziane dokładnie tak, jak sami to przeżyliśmy. Z tego powodu nie ma co generalizować, więc też i sama jestem daleka od uogólniania spojrzenia autorki na całą wspólnotę, bowiem widzimy tylko to, czym ona się z nami dzieli. A jest tego sporo.

Tulia Topa w swojej książce rozbija tytułowe szkło i opowiada czytelnikom o swoim dorastaniu we wspólnocie Świadków Jehowy, zdradzając szczegóły, o których większość osób nie ma pojęcia. Tak właśnie było w moim przypadku, ale też będąc szczerą – nigdy nie zgłębiałam tych zagadnień, więc właściwie wszystko było dla mnie nowe. Owszem, o pewnych nakazach czy zakazach już gdzieś czytałam, ale nigdy tak dokładnie.

„Jak rozbiłam szkło” skupia się na wielu aspektach postępowania, ale dzięki Tulii zyskujemy wzgląd na całą sytuację z punktu widzenia dorastającej dziewczyny. Sami dobrze wiemy bądź pamiętamy, że czasy nastoletnie nie należą do najprostszych, a mówiąc prosto – jest to wyjątkowo głupi czas. Wszystkie te kwestie nie omijają też młodych Świadków Jehowy, aczkolwiek obraz ich życia, nakreślony przez autorkę, nie jest zbyt kolorowy.

Szczególnie jeśli jesteś kobietą, bowiem ich rola sprowadza się do bycia posłuszną córką/żoną/matką, która ma zawsze wspierać swojego mężczyznę (żeby nie napisać właściciela), nawet jeśli doskonale zdaje sobie sprawę, iż ten nie ma racji. Tak, fragmenty o znaczeniu kobiet w społeczności Świadków Jehowy wywarły na mnie największe wrażenie i najbardziej mnie zdenerwowały. Równość praw istnieje tylko na papierze (i to wyłącznie w Konstytucji), co powinno prowadzić do frustracji. Napisałam „powinno”, gdyż Wspólnota dąży do utrzymania wyjątkowej hermetyczności, żeby treści wywrotowe (czyli złe i niezgodne z głoszonymi przez Wspólnotę wartościami) nie przenikały do społeczności i nie mąciły ludziom w głowie. Zwłaszcza kobietom, które nagle mogą odkryć, że mogą być kimś więcej niż tylko strażniczką ogniska domowego. I nie mam z tym problemu, jeśli jest to kogoś świadomy wybór, bo jest wiele kobiet, które w pełni się odnajdą i zrealizują w tej roli. Problem jednak się pojawia, gdy ktoś jest tego wyboru pozbawiony z założenia i nawet nie zdaje sobie sprawy, że może być inaczej. I z takim podejściem się nie zgadzam. Nie jest to jednak zaproszenie do dyskusji religijnej, bowiem takowych nie prowadzę. Każdy ma prawo do własnego zdania. A moje jest takie. I kropka.

„Jak rozbiłam szkło” to trudna lektura, poruszająca w wielu fragmentach. To opowieść młodej kobiety szukającej swojego miejsca na świecie, która pewnego dnia postanowiła zawalczyć o siebie, swoją wartość i autonomiczność. Autorka stara się przedstawić temat jak najdelikatniej i najobiektywniej, stąd mam wrażenie, że sporo rzeczy zostało przemilczanych. I tak jak rozbite szkło nie da nigdy prawdziwego oblicza, tak i ta książka nie daje nam wielu odpowiedzi, pozostawiając jeszcze wiele niewypowiedzianych pytań. Niemniej – czytało mi się ją naprawdę dobrze i osobiście uważam, że warto się z nią zapoznać. Czy jednak wszystkie przemyślenia autorki traktować jako jedyną prawdę – tego stwierdzenia bym nie zaryzykowała.

/*współpraca barterowa z wydawnictwem Znak Jednym Słowem/ dziękuję za egzemplarz do recenzji.

Leave a Reply

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *