Jedzenie

Wyjątkowa foodstockowa sobota. :)

        Im chłodniej się robi w Krakowie, tym większą mamy ochotę, żeby siedzieć w domowych pieleszach, a nie wędrować po górach. Intensywny tryb życia (studia, magisterka, praca) powoduje, iż chwilami nie ma się ochoty ani tym bardziej czasu, żeby przygotować samemu w domu jakiś dobry obiad, więc zdarza się nam go zamówić albo też wyjść na miasto, do jakiejś fajnej knajpy. I tutaj czasem pojawia się problem, bo mamy kilka swoich ulubionych, ale czasem przydaje się odmiana. A że Kraków knajpami stoi, to wybór jest spory. I z pomocą przychodzi nam organizowany cyklicznie, co kilka miesięcy, festiwal, o którym już kiedyś pisałam. Ostatnia edycja wyjątkowo odbyła się w ostatnią sobotę września (bo zawsze jest to niedziela),nosiła nazwę Before & After i rozpoczynała się o godzinie 14.00, dzięki czemu nie trzeba było się zrywać wczesnym bladym świtem, żeby w samo południe stawić się w Fabryce na krakowskim Zabłociu. 🙂 Można było się spokojnie wyspać i z pustym brzuszkiem (jest to warunek konieczny, bo w przeciwnym razie po drugiej porcji mamy już dość, a tyle pyszności wokół) zameldować się na dawnych terenach fabrycznych nieopodal Wisły. 🙂

       Nauczeni doświadczeniem ustawiliśmy się na początku przy foodtruckach, bowiem na burgery zwykle najdłużej się czeka. Tym razem byliśmy jednak drudzy w kolejce, więc oczekiwanie nie było zbyt długie. Aby je sobie umilić i nieco zaostrzyć apetyt, wzięłam dwie kanapeczki od Klubokawiarnia Kącik 6– jedną z hummusem, a drugą z pastą łososiową- specjalnie dla Tomasza, bowiem ma do niego ogromną słabość. 🙂

       Kanapeczki pyszne były, szczególnie hummus, którego zawsze próbuję na Foodstocku. Po takim pysznym wstępie przeszliśmy do głównej atrakcji, czyli do burgerów, których też zawsze tutaj próbujemy. Ostatnio pojawiło się w Krakowie mnóstwo burgerowni i czasem nawet o niektórych nie ma się pojęcia, więc warto poznać coś nowego. Co prawda o Burgertacie sporo już słyszałam, ale nigdy nie miałam okazji do spróbowania ich wyrobów. I był to błąd, bowiem naprawdę rewelacyjny burger nam się trafił. Wzięliśmy go od razu w zestawie z frytkami, aczkolwiek jakieś specjalnie dobre nie były. Za to burger- miodzio. Zwykły, klasyczny i przepyszny. 🙂

      Drugim foodtruckiem, który na wrześniowej edycji podbił nasze serduszko- był Andrus Food Truck serwujący maczankę po krakowsku. Przyznaję się, że nie słyszałam o niej wcześniej, ale Tomasz miał na nią ochotę, więc wzięliśmy na spróbowanie. Nie wygląda szczególnie pięknie, ale smakuje za to wybornie. Jest to rewelacyjnie przygotowany marynowany karczek wieprzowy podawany z różnymi dodatkami w wielkiej bule. Wzięliśmy wersję klasyczną (jakoś tak tradycyjne odmiany królowały tego dnia) z ogórkiem konserwowym, duszoną cebulką i sosem gorczycowo-piklowym. Pyszota. 🙂

       Zdecydowana większość wystawców znajdowała się jednak w środku, ale panował tam chwilami duży tłok, więc tylko wpadaliśmy na chwilę, żeby wziąć coś nowego i wracaliśmy do stolika na zewnątrz. Po raz pierwszy nie byliśmy tam tylko we dwoje, bo namówiłam także moją siostrę z chłopakiem, żeby wreszcie przyszli spróbować tego, o czym tyle mówimy i tak się zachwycamy, a także spotkaliśmy kilka znajomych osób. Jednak im więcej tym lepiej, bo zawsze można skubnąć coś komuś z talerza. 😉 I tak właśnie skubnęliśmy nieco gyrosa w tortilli, a także (ale to już tylko Tomasz, bo ja nie przepadam) dwóch rodzajów serniczka. 😉

Fabryka w środku.
Tortilla gyros od Sweet Chilli
i serniczki, a za jednym czai się szarlotka. 😉
       Po wariacji na temat kuchni polskiej w postaci maczanki naszła nas ochota na zmianę i na stolik wjechało sushi z łososiem, gdzie najbardziej urzekła nas malutka buteleczka sosu sojowego. 😉 Zachowaliśmy ją sobie na pamiątkę.

Kenko sushi i urocza buteleczka.
      Było również stoisko, które bardzo mnie zaintrygowało. Twój Kucharz serwował danie z wielkiego kotła o ciekawie brzmiącej nazwie. Kaszotto, bo o nim mowa, składające się z grzybów leśnych, białego wina, dyni piżmowej, suszonych pomidorów, gorgonzoli, szpinaku i oczywiście kaszy, na talerzyku prezentowało się wyjątkowo nieciekawie. Jednak doświadczenie tego dnia pokazywało, że jak coś nie wygląda, to smakuje całkiem nieźle. I tak samo było tym razem, bo kaszotto było naprawdę ciekawym zestawieniem smaków. Ale też i niezłym zapychaczem, a nasze rezerwy miejsca na jedzenie zaczynały się gwałtownie kurczyć. 😉

      Na zakończenie wszamaliśmy jeszcze pyszną tartę od Świnki, która żywiła mnie, gdy mieszkałam w akademiku niedaleko niej i ciągle mam do niej ogromną słabość. Tarta była przepyszna- szpinak z gruszką i żałowałam, że nie mam już miejsca, żeby zjeść kolejną. 😉 Po tarcie został nam jeszcze jeden kupon, który przeznaczyliśmy na malutki makaronik, żeby skończyć ucztowanie jakimś słodkim akcentem. 🙂

       Po raz kolejny wyszliśmy z Foodstocku najedzeni jak świnki i zadowoleni, że odkryliśmy kilka fajnych miejsc, w które albo już się wybraliśmy albo jeszcze czekają na odpowiednią okazję. A już za miesiąc kolejna edycja, więc trzeba powoli zacząć robić na nią miejsce. 😉

tylko w grudniu raczej już tak nie będzie. 😉
       I na koniec jeszcze chciałabym zachęcić do obserwacji na platformie zblogowani.pl, będzie mi bardzo miło. 🙂

~~Madusia.

26 komentarzy

Leave a Reply

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *