Podróże

Podwodny świat Chorwacji II.

       I stało się. 🙂 Moja pierwsza notka na blogu, którą piszę jako pani magister. To właśnie było to stresujące wydarzenie, którym żyłam większą część października. Na szczęście, wszystko poszło dobrze i wreszcie udało mi się obronić. Nie, żeby ten fakt szczególnie wiele w moim życiu zmieniał, ale to naprawdę fajne uczucie nie musieć się więcej uczyć rzeczy, które dość mało Cię interesują. Przynajmniej na razie, bo mam nadzieję, że w przyszłym roku wznowię swoją edukację, chociaż to jeszcze wybitnie odległe plany. Na razie moją uwagę zaprząta nasz kolejny wyjazd, który nastąpi już za tydzień. Ale zanim o nim, to dzisiaj jeszcze przeniesiemy się do przepięknej Chorwacji. Pierwsza część podwodnych opowieści cieszyła się naprawdę sporą popularnością, także postanowiłam kontynuować ten cykl. Podczas naszego majowego pobytu woda była jednak zdecydowanie chłodniejsza niż we wrześniu, dlatego zdjęcia może nie są jakiejś spektakularnej urody, ale zawsze warto zobaczyć, co znajduje się pod taflą wody. 😉

        
        Pierwsze pływanie zaliczyliśmy w małej zatoce koło wyspy Žirje, gdzie zatrzymaliśmy się na noc. Było to także nasze pierwsze cumowanie przy boi, a nie przy brzegu, co samo w sobie miało spory urok. Niestety, na początku maja woda nie powala swoją temperaturą i pływanie w niej wymagało sporo samozaparcia, którego jednak prawie nikomu nie brakowało. Do dna było kilka ładnych metrów, przez co dość słabo dochodziły tam promienie słoneczne. Niemniej, coś tam jednak ciekawego można było dojrzeć. 🙂

          Tym razem mieliśmy możliwość zobaczenia jachtu od spodu, bowiem wcześniej nigdy nie pływaliśmy w pobliżu żadnego uzbrojeni w aparat. Moim zdaniem od tej strony wygląda jak łódź podwodna do góry nogami. 😉

         Co ciekawe, prawie nigdzie nie było widać charakterystycznych dla Chorwacji kamieni. Dno raczej było piaszczyste, z niewielką ilością roślinności. Tutaj niestety szczęście nam nie sprzyjało i nie udało nam się spotkać żadnych ciekawych żyjątek, jak to miało miejsce w okolicach Murteru. Ale i tak wyglądało to całkiem nieźle. 🙂

       Pod wieczór mieliśmy także sporo zabawy, bowiem zostało nam zbyt dużo ryżu z obiadu i postanowiliśmy nakarmić nim rybki. Skubane od razu jak zwietrzyły, że coś się dzieje i dają jeść, to przyleciały całą gromadą. Zupełnie jak moje świnki morskie, gdy usłyszą, że ktoś zbliża się do lodówki bądź też ją otwiera. Rozlega się wtedy jeden desperacki i przeciągły pisk, oznaczający że trzeba zwierzę nakarmić. Podejrzewam, że te rybki komunikowały się podobnie między sobą, patrząc po ich ilości, która zleciała się dosłownie w mgnieniu oka. 😉

       Drugą i niestety ostatnią kąpiel zaliczyliśmy w zatoczce na wyspie Brač. Tutaj już ciut cieplej było, ale po kilku chwilach pływania okazało się, że woda albo coś w jej okolicy śmierdzi dość mocno i byliśmy zmuszeni do skrócenia kąpieli. Największą atrakcją było dopłynięcie z łódki do brzegu wyspy, co przyznam szczerze, zmęczyło mnie dość mocno. Ale także i tutaj przy brzegu nie było charakterystycznych kamieni, jedynie sporo piasku. Widać było w wodzie, że akurat ta okolica należała do wyjątkowo zanieczyszczonych, skoro udało się nam dojrzeć składowisko kilku starych opon. A szkoda, bo było to naprawdę urocze miejsce. 😉


          Trzeba przyznać, że nie są to zdjęcia charakterystyczne dla Chorwacji, na Murterze zdecydowanie więcej kamieni i żyjątek było. Tutaj dno jest takie dość surowe, ale może spowodowane to było stosunkowo wczesną porą, w końcu sam początek maja wtedy był. Sama nie wiem. Mam nadzieję, że mimo tego się Wam podobało. 😉 I trzymacie kciuki w nadchodzącym tygodniu, bo teraz Tomasz będzie zostawał magistrem. A później już tylko wizyta w domu, Wszystkich Świętych i hola Espania!!! ;)))

~~Madusia.

40 komentarzy

Leave a Reply

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *