Podróże

Zachód słońca w Piaskach. :)

        Przyszła wiosna. Kraków pachnie oszałamiająco i wyjątkowo nie jest to smog, tylko kwitnące drzewa. Aż chce się żyć, a nie tylko siedzieć w pracy. 😉 Niestety, dorosłość ma swoje wady i nie można cały czas beztrosko się bawić. Pozwala to jednak zdecydowanie mocniej docenić te piękne chwile odpoczynku i niesamowitych przeżyć. I ostatnio takim właśnie przepięknym momentem w moim życiu był sentymentalny powrót na Mierzeję Wiślaną, a dokładniej do Piasków, o czym już pisałam ostatnio. A dzisiaj kolejna część zachwytów nad tym fantastycznym miejscem, bo przecież największą frajdą z pobytu nad morzem jest wyprawa na zachód słońca. A że do zachodów słońca mam ogromną słabość (o czym doskonale wiecie), to nie mogło zabraknąć tego punktu w programie wyjazdu. I było pięknie. 🙂

         Na zachód wybraliśmy się też poniekąd w ramach pożegnania z morzem, bo następnego dnia z samego rana wracaliśmy już do Krakowa. Pogoda cały czas dopisywała i co najważniejsze, niemalże praktycznie nie wiało, więc wieczorny spacer był prawdziwą przyjemnością. Trochę żałowaliśmy, że nie wzięliśmy ze sobą żadnego kocyka, bo zdecydowanie lepiej podziwiałoby się ten uroczy spektakl natury siedząc na czymś mięciutkim i cieplutkim. 😉

           Jakoś jednak sobie poradziliśmy i jako ławkę i zarazem stolik wykorzystaliśmy jedną z kłód wyrzuconych na brzeg zapewne podczas sztormu. Sprawdziła się doskonale w swojej roli, bo postanowiliśmy zagrać sobie w Dobble, które jednak potrzebują jakiejś płaskiej powierzchni, żeby kłaść na niej karty. Śmiechu, jak zawsze przy tej grze, było mnóstwo i trochę nam czas przeleciał, bo wybraliśmy się na ten zachód stosunkowo wcześnie. 😉

           Mierzeja Wiślana, a zwłaszcza okolice Krynicy Morskiej i Piasków słyną z tego, że można tutaj na plażach znaleźć całkiem sporo bursztynów. W dzieciństwie mi się to nie udawało, dlatego też byłam szczerze zdziwiona, że tym razem szło mi zdecydowanie łatwiej. Nie były to jakieś wielkie bryły, tylko malutkie kawałeczki, ale satysfakcja z ich odnalezienia była tym większa. 😉 W pewnym momencie wszyscy szliśmy brzegiem morza i oglądaliśmy z bliska wszystkie drobinki wyrzucone na brzeg. I coś tam nawet znaleźliśmy. 😉

w obiektywie M.T.

       Niestety, zachód nie należał do wybitnie spektakularnych, bowiem tuż nad linią horyzontu zebrały się chmury, które skutecznie zakrywały słońce. I nie było nam dane zobaczyć tego momentu, gdy kula słońca chowa się w morzu i z każdą kolejną sekundą jest jej coraz mniej. Ale i tak było bardzo przyjemnie. W końcu morze to morze i zawsze mi się podoba (no dobra, prawie zawsze, bo jednak do tej pory wzdrygam na samo wspomnienie pewnego sztormu na Bałtyku, gdy żeglowaliśmy podczas Tall Ships Races).

          Oczywiście nie mogło na spacerze nad morze zabraknąć psów, które cieszyły się z każdej możliwości obcowania z wodą i piaskiem. A już zabawa z patykiem na piasku to był szczyt szczęścia, w którym chętnie uczestniczyłam. I w ten sposób wszyscy byliśmy baaardzo zadowoleni. 😉

w obiektywie M.T.

        Naprawdę, kolejny raz utwierdziłam się w przekonaniu, że zachody słońca nad Bałtykiem są absolutnie niesamowite i przepiękne. I będę bardzo za nimi tęsknić, bo raczej w wakacje się nie wybierzemy w te okolice, bo wiadomo jak to wtedy wszystko wygląda. Ale na długo na pewno te widoki zostaną w moim serduszku. 🙂 I serdecznie polecam wszystkim wybrać się właśnie do Piasków, żeby zobaczyć  to wszystko na własne oczy. 🙂

~~Madusia.

30 komentarzy

Leave a Reply

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *