Kraków

Mój własny Kraków: Bezogródek.

       Końcówka maja obfituje w piękne i wolne dni. Wczorajszy Dzień Matki spędziłam z moją rodziną, która wpadła nas odwiedzić w Krakowie i przy okazji podrzucić nam trzecią świnkę do kompletu. Teraz mamy prawdziwe stado i radosne kwiki i tupot małych nóżek rozlega się co kilka chwil na podłodze. Wolne dni to także czas, który zwykle staramy się wykorzystać jak najlepiej i dlatego wczoraj wieczorem wybraliśmy się z Tomaszem na krakowskie Błonia. I wówczas narodził się w głowie mej pomysł na nowy cykl na blogasku, który zatytułowałam \”mój własny Kraków\”. Będę w nim przedstawiała swoje ulubione miejsca, gdzie lubię bywać, gdzie można dobrze i fajnie zjeść, gdzie po prostu czuję się dobrze. Czasem prosicie mnie o polecenie jakiegoś miejsca, więc teraz wszystko będzie zebrane w jednym miejscu na blogasku. Na pierwszy ogień pójdzie nasze wczorajsze odkrycie – Bezogródek.

         Miejsce na mapie Krakowa pojawiło się na początku marca. Znajduje się nieopodal Błoń, tuż przy pętli Cichy Kącik, pod adresem Piastowska 20. Już kilka razy wcześniej zbieraliśmy się, żeby tutaj dotrzeć, jednak zawsze coś stawało nam na drodze. Wczoraj też trochę się wahałam, ale w końcu Tomasz postanowił, że się zbieramy. Zaparkowaliśmy po drugiej stronie Błoń, niedaleko stadionu Cracovii i spacerkiem ruszyliśmy w interesującym nas kierunku. Przejście przez środek Błoń zawsze jest ciekawą wyprawą, ale przynajmniej tutaj jest zdecydowanie mniej ludzi niż na chodnikach je okalających. Z zaskoczeniem stwierdziłam, że o tej porze generalnie praktycznie nie ma ludzi spacerujących – wszyscy biegają, jeżdżą na rolkach bądź rowerze albo chodzą z kijkami. Normalnie spacerujących naprawdę dało się policzyć na palcach jednej ręki. No, góra dwóch. 😉

        Do Bezogródka można trafić po zapachu, bo smakowite wonie dotarły do nas już spory kawałek przed wejściem. I tylko jeszcze bardziej zachęciły nas do szybszego tam dotarcia. Zaraz przy wejściu po lewej stronie przywitał nas jeden z naszych ulubionych food trucków, serwujących frytki belgijskie – Frytki Belgijskie w Krakowie. Zakochaliśmy się w nich już na św. Wawrzyńca, gdzie też stoją, także nie mogliśmy sobie odmówić kolejnej okazji ich spróbowania. Ich tajemnicą są przede wszystkim rewelacyjne sosy i tak jak ja nie wyobrażałam sobie wcześniej jedzenia frytek z sosami, tak teraz nie wyobrażam sobie jedzenia bez nich. Za każdym razem jest coś nowego i za każdym razem też czegoś nowego próbujemy. Tym razem jednak poszliśmy już za znanymi nam smakami i wzięliśmy obowiązkową dużą porcję (no bo serio, kto bierze małą takich pyszności) z sosem o smaku curry mango. <3

       Fantastyczną rzeczą w Bezogródku jest mnogość przeróżnych leżaków, krzeseł i innych siedzisk, na których można spokojnie sobie klapnąć i skonsumować zakupione pyszności. Sama zajęłam jeden z takich leżaczków przy stoliku, a Tomasz wyruszył na dalsze polowania, bo jego wzrok przyciągnęła Calavera Mexican Grill. Polowanie udało się jednak połowicznie, bowiem quesadillii już nie mieli i musiał zadowolić się burrito z mega ostrym sosem. Ten ostatni dodatek spowodował, że jadł ją sam, bo ja w tak mocnych smakach się nie odnajduję. Ale patrząc po jego minie – baaardzo smakowała. 😉

      Najedzeni ruszyliśmy na spacer po całym Bezogródku, żeby zobaczyć co ma jeszcze pysznego do zaoferowania. Niestety, byliśmy tutaj ciut przed 20, więc większość miejsc powoli się już zamykała i nie serwowała potraw. Przez to ominęły nas zapiekanki i tajskie lody, na które mieliśmy ogromną ochotę, ale dzięki temu mamy tutaj po co wracać. 😉 Zresztą, nawet gdybyśmy i to skonsumowali wczoraj i tak byśmy wrócili, bo miejsce jest naprawdę urocze. Mimo iż znajduje się blisko dość ruchliwej w ostatnich czasach ulicy Piastowskiej, to zupełnie tego nie słychać. Panujący tutaj gwar skutecznie zagłusza wszelkie odgłosy okolicy, przyjemnie też sączy się muzyczka z głośników. Dookoła nas śmiały się dzieci, które mają tutaj mały plac zabaw, nie brakowało też przeuroczych psów różnych ras, mnóstwa cyklistów i innych sportowców. Widać, że to miejsce żyje i że naprawdę brakowało takiej miejscówki w tych okolicach. Sami zobaczcie jak to fajnie się prezentuje. 🙂

       Świetne miejsce, nieprawdaż? Idealne na letnie posiadówy ze znajomymi, bo czego można chcieć więcej. 😉 Na zakończenie jeszcze wciągnęliśmy po gałce lodów BEn VEGE, chociaż zauważyliśmy, że w ofercie mają też dużo innych pyszności. My jednak mieliśmy smaka na lody i każde zjadło naprawdę zacny smak – solony karmel i mięta z czekoladą. Uzbrojeni w rożki z nimi ruszyliśmy w drogę powrotną, spacerując już nieco zamglonymi chodnikami. 😉

       I jak się Wam podoba nowy cykl? Chcecie więcej takich postów z miejscami w Krakowie? Dajcie znać w komentarzach! ;*

~~Madusia.

28 komentarzy

Leave a Reply

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *