Podróże

Hiszpańskie opowieści: najpiękniejsza plaża w Galicji.

       Zaczął się wrzesień, egzamin zbliża się wielkimi krokami, z każdym kolejnym dniem stresuję się coraz bardziej, ale staram się jakoś trzymać i nie wpadać w panikę częściej niż co kilka dni. 😉 Cieszy mnie też niezmiernie fakt, że jeszcze pod koniec tego miesiąca pojedziemy na tydzień do Chorwacji pożeglować sobie beztrosko po Adriatyku. Co prawda, znaczną część mojego bagażu będą zajmowały książki i notatki, ale zdecydowanie przyjemniej będzie się uczyć leżąc na dziobie jachtu niż w domu przy biurku (albo prędzej na łóżku, bo generalnie biurka to nie mamy ;p). Pozostając zaś w temacie mórz i oceanów, dzisiaj na blogasku będzie wyjątkowo. Przeniesiemy się bowiem na niezwykłą plażę w Galicji, chyba najpopularniejszą w tym regionie. Generalnie do Galicji raczej nie jeździ się po to, żeby plażować, bowiem pogoda nawet w wakacje jest tam dość niepewna, a morze/ocean zimniejsze niż nasz Bałtyk. Ale, ale… jest tu dużo pięknych miejsc, a jednym z nich jest właśnie plaża As Catedrais (Playa de las Catedrales), czyli po prostu Plaża Katedr. To miejsce koniecznie trzeba zobaczyć chociaż raz w życiu. A kto nie widział go jeszcze na żywo, to serdecznie zapraszam do dalszej części, gdzie zdjęć będzie pod dostatkiem. 😉

       Plaża znajduje się w prowincji Lugo między miasteczkami Ribadeo i Foz. Dojazd do niej jest pięknie oznaczony i nie ma z nim żadnego problemu, zaś otoczone jest kilkoma wielkimi (i do tego bezpłatnymi!!!) parkingami, więc nawet przy dużym tłoku, nie ma problemu z zatrzymaniem się. Popularność tego miejsca w Galicji jest ogromna i ludzie specjalnie tutaj przyjeżdżają, nawet niekoniecznie mając je po drodze. Myśmy przykładowo mieli tutaj od miejsca gdzie mieszkaliśmy ponad 120 km, które pokonuje się średnio w nieco ponad godzinę. Ale zdecydowanie warto nadłożyć tyle kilometrów, żeby ujrzeć to miejsce na własne oczy.

       Jest to naprawdę wyjątkowe miejsce w Galicji, gdzie swoje piętno odcisnęła dzikość fal, wiatr i powtarzalność pływów Morza Kantabryjskiego. To własnie te pływy sprawiają, że miejsce jest tak absolutnie przecudowne, a chwilami nawet niedostępne, bowiem w trakcie przypływów zejście na plażę staje się niemożliwe, gdyż cała jest zalana morską wodą. Dlatego koniecznie przed przyjazdem tutaj trzeba się zapoznać z informacjami w internecie, kiedy są największe pływy i kiedy plaża jest zamknięta dla zwiedzających. Obecnie powinno się właśnie w internecie pobrać bezpłatną wejściówkę na konkretny dzień (co też zrobiliśmy), ale na miejscu okazało się, że nikt tego nie sprawdzał. 😉 Bo mimo iż z wysokich klifów otaczających plażę widoki również są bajeczne, to jednak największą frajdą jest spacer po niej i zobaczenie z bliska olbrzymich ponad trzydziestometrowych łupkowych łuków przypominających architekturę wnętrza katedr, od których plaża wzięła swoją nazwę.

        Równie niesamowite wrażenie robią wydrążone na skutek erozji wodno-wietrznej głębokie groty i jaskinie wydrążone w skałach. Myśmy akurat byli tutaj już w momencie, gdy przypływ się rozpoczął, dlatego część z nich była już zalana wodą i aby przez nie przejść, należało brodzić w niej po kolana. Ale co to dla nas, przecież wiadomym było, że ja to muszę wejść w każdą dziurę. ;p Tak też było i tym razem, a moim zachwytom nie było końca. Trochę żałowałam, że nie nakręciliśmy żadnego filmiku, bowiem panuje tutaj naprawdę niesamowita akustyka i odgłos rozbijających się o skały fal robił mocne wrażenie. 😉

         Wspomniane groty i jaskinie służyły mi osobiście jako fantastyczne ramki do zdjęć z widokiem na morze. Jak powszechnie wiadomo, wszelkie rameczki uwielbiam i tutaj też nie mogłam oprzeć się okazji, żeby nie skorzystać z tego, co sama natura podsuwa mi pod nosek. I to zdecydowanie są jedne z moich ulubionych zdjęć. 🙂

          Niestety przypływ na nikogo nie czeka i przebywając na plaży ciągle miałam wrażenie, że jest to walka z upływającym czasem, walka o każdą kolejną minutę pobytu tutaj. Oczywiście, do samego momentu zamknięcia plaży, gdy poziom wody nie będzie pozwalał już na zejście, jeszcze było daleko, ale takie uczucie cały czas we mnie było. Szczególnie, gdy zaciągałam Tomasza w takie miejsca, gdzie wody było naprawdę sporo i nie spieszyłam się z wyjściem, bo jeszcze przecież trzeba się napatrzeć. 😉 A jest to miejsce, gdzie ciągle ma się uczucie, że widział się go za mało i za krótko i wcale nie chce się stąd wychodzić. 😉

         Zdecydowanym też plusem naszej wyprawy był fakt, że naprawdę dopisała nam pogoda, co jak już wspomniałam na wstępie, w Galicji nie zdarza się zbyt często. Zaś piękna pogoda na plaży As Catedrais sprawia, że można ją podziwiać w spokoju, bowiem żaden wiatr nie chce urwać ci głowy. 😉 Naprawdę, aż wychodzić stąd nie chciałam i przeciągałam tą chwilę długo, aż część naszej wycieczki zaczęła się niecierpliwić. 😉 Ale jak tu można tak szybko tylko przelecieć takie cudne miejsce i nie poświęcić mu chociaż dłuższej chwili. W końcu nazwa \”plaża katedr\” sama w sobie zmusza do kontemplacji, c\’nie? ;p

         I teraz zadanie bojowe: spójrzcie na powyższe zdjęcie, a następnie przewińcie notkę do góry i skupcie się na drugim zdjęciu. Można na nich zobaczyć jak szybko w ciągu kilkunastu minut przybliżyło się morze do lądu. Tak mocne są właśnie pływy na As Catedrais. 😉 Akurat jak wchodziliśmy po schodach na górę, minęliśmy się z ratownikiem, który szedł już ustawiać znaki zakazujące wejścia. Można powiedzieć, że w ostatnim momencie zdążyliśmy, chociaż ludzi dopiero schodzących na plażę nie brakowało, nawet z wózkami. 😉
        Podsumowując, zdjęcia chyba mówią same za siebie – jest to naprawdę niesamowite miejsce, jedno z tych magicznych, które na zawsze zostają w naszym serduszku i które koniecznie trzeba zobaczyć na własne oczy. I zdecydowanie jest to powód (obok przepysznej ośmiornicy), żeby przyjechać chociaż na kilka chwil do Galicji. A najlepiej zostać dłużej i zakochać się w niej od pierwszego wejrzenia tak, jak ja to zrobiłam. 🙂

~~Madusia.

21 komentarzy

Leave a Reply

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *