Książki

Zaczytana Madusia: „Zanim przyjdzie potop” Dolores Redondo – recenzja.

Długie letnie wieczory to idealna pora, żeby sięgnąć po deszczowe i niezwykle klimatyczne hiszpańskie kryminały. Niekwestionowaną ich królową jest dla mnie Dolores Redondo, której Trylogia Baztán to jedna z moich najulubieńszych serii. Kiedy więc zobaczyłam, że w maju pojawi się jej nowa powieść, to zaczęłam przebierać nóżkami z radości. I wreszcie przychodzę do Was z recenzją „Zanim przyjdzie potop”- kolejnego mrocznego kryminału. Czy i tym razem zakochałam się od pierwszych słów? Czytajcie koniecznie dalej!


Chyba nigdy wcześniej nie zdarzyło mi się przeczytać samego wstępu autorki i zachłysnąć się nim od pierwszych słów. Wystarczyło mi zaledwie tych kilka stron i już wiedziałam, że kolejna powieść Dolores Redondo jest skrojona idealnie pode mnie.

Przede wszystkim, toczy się w moim ukochanym Kraju Basków, do którego mam ogromną słabość po kilku wizytach w tym rejonie. Jest to niesamowicie piękna kraina, bardzo zielona i słynąca z kiepskiej pogody, dlatego przy pierwszym wyjeździe tam byłam zmuszona kupować kurtkę na miejscu, bo nie spodziewałam się, że będzie aż tak zimno i deszczowo. W tym jednak kryje się urok tej krainy – doceniasz jego piękno w tych krótkich chwilach, gdy świeci słońce.

I podobnie przebiega akcja „Zanim przyjdzie potop” – deszcz jest nieodłącznym towarzyszem naszej podróży przez kolejne strony (co akurat latem ma swój plus, bo ma się chociaż wrażenie, że trochę się robi chłodniej) – w końcu zbliżamy się do największej powodzi w dziejach Bilbao. Ach Bilbao – przepiękny przykład rewitalizacji miasta, które możemy podziwiać obecnie. W książce jednak miasto wygląda zupełnie inaczej – w większości jest zaniedbane i niebezpieczne, chociaż są też miejsca, gdzie tętni życie towarzyskie. I to bez względu na pogodę i porę dnia.

W powieści poznajemy jedną historię z dwóch stron – strony szukającego i szukanego. Pierwszym jest przybywający ze Szkocji śledczy – Noah Scott Sherrington (dwa ostatnie człony to nazwisko), a drugim morderca nazywany Biblijnym Johnem. Autorka w tym drugim przypadku czerpie z prawdziwych wydarzeń, gdy ktoś o takim pseudonimie zamordował trzy młode kobiety w Glasgow, ale nigdy nie został ujęty i jego historia jest zagadką do dziś. Zdecydowanie podoba mi się takie połączenie fikcji z prawdziwym życiem – nierozwiązana historia seryjnego mordercy to zawsze doskonała kanwa na powieść.

I to Dolores wyszło naprawdę świetnie. Całą powieść cechuje niezwykły klimat – jest ciężko, ponuro, przeczuwamy, że za chwilę stanie się coś strasznego. Lekturze towarzyszy niepewność i odrobina napięcia, które jest świetnie potęgowane. W tym całym bagnie, smutku i deszczu pojawiają się też promyczki nadziei, jak słońce przebijające się przez chmury raz na jakiś czas. I to one powodują wielkie wzruszenie – było kilka takich fragmentów, gdy uroniłam niejedną łzę.

Trzeba jednak pamiętać, że w przypadku hiszpańskich kryminałów, a zwłaszcza tych dziejących się na północy kraju, akcja toczy się dość powolnie i leniwie, przez co opowieść może wydawać się być nudną. Nic jednak bardziej mylnego – ma to po prostu na celu stworzenie tego niepowtarzalnego klimatu, który możecie poczuć będąc na miejscu. I ja to biorę w ciemno, a Dolores Redondo niezmiennie pozostaje na czele moich ulubionych hiszpańskich autorów. „Zanim przyjdzie potop” tylko ugruntowuje jej pozycję. Bierzcie i czytajcie jej książki – KONIECZNIE!

/*współpraca barterowa z wydawnictwem Mova/ dziękuję za egzemplarz do recenzji.

Leave a Reply

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *