Książki

Zaczytana Madusia: „Równonoc” Ewa Przydryga – recenzja

Polskie pisarstwo kobiece w wydaniu nieco mroczniejszym doczekało się niezwykle szerokiej i utalentowanej reprezentacji. Obecnie mało która powieść nie dorównuje tym głośnym tytułom zagranicznym, a sporo zdecydowanie je przewyższa. Jedną z takich niesamowitych kobiet, tworzących wyjątkowe thrillery jest Ewa Przydryga, której to ostatnią książkę – „Równonoc” – chcę Wam dzisiaj zaprezentować. Zapnijcie pasy i lecimy z tym tematem!

Często zastanawiam się w trakcie lektury, skąd autor czerpie inspirację i bardzo często łapię się na tym, że w sumie to nie bardzo chciałabym to jednak wiedzieć. Tak właśnie jest w przypadku „Równonocy” – Ewa Przydryga stworzyła tak diaboliczną historię, że czyta się ją z zapartym tchem, jednocześnie powtarzając sobie w myślach, że to tylko fikcja. Na szczęście.

Sam pomysł na zebranie grupy kilku osób cierpiących na bardzo nietypowe fobie w jednym miejscu, którym oczywiście musi być najbardziej zapuszczony ośrodek w okolicy, brzmi jak doskonały przepis na świetną historię. I tak właśnie jest – „Równonoc” porywa od pierwszych stron i nie odpuszcza aż do samego końca. Po prostu trzeba ją przeczytać za jednym posiedzeniem, bo nawet sen nie chce przeszkadzać w trakcie lektury. Piszę to z własnego doświadczenia.

Innowacyjna, nieszablonowa terapia prowadzona przez ekscentrycznego lekarza Wernera budzi niepokój. Jego metody są wyjątkowo niekonwencjonalne, co budzi w nas mieszane uczucia, bo raczej na pierwszy rzut oka nie wydają się działać pozytywnie na uczestników. A tych jest malownicza gromada, każdy mierzy się z własnymi demonami, które w miarę rozwoju akcji, poznajemy z bliska. Nie są to łatwe momenty ani przyjemne historie.

Teraźniejszość przeplata się z historią, bo chociaż od terapii minęły już trzy lata, jej temat powraca jak bumerang wraz z nagłą i gwałtowną śmiercią jednego z uczestników. Justyna, nasza główna bohaterka, zaczyna drążyć, szukać wskazówek, powracając do, wydawać by się mogło, zapomnianych już wydarzeń podczas terapii w ośrodku. Tam również, w trakcie równonocy, miało miejsce brutalne zabójstwo, chociaż pozostali uczestnicy przekonali wszystkich, iż był to nieszczęśliwy wypadek. Ta sprawa wydaje się łączyć z obecnymi wydarzeniami, także historia zaczyna się plątać coraz bardziej. Na pewno jest ciekawie.

Ewa Przydryga porusza mało rozpowszechniony temat traum i przeżyć, które do nich prowadzą. Razem z bohaterami odkrywamy, jak głęboko mogą w nas siedzieć i że nawet sami możemy nie zdawać sobie sprawy z wydarzeń, które je zapoczątkowały. Mechanizmy obronne stosowane przez ludzki organizm potrafią ciągle zaskoczyć. Podoba mi się takie osadzenie historii, pokazanie czegoś nowego niż tylko najbardziej rozpowszechniony zespół stresu pourazowego, który często pojawia się w tego typu książkach. Dobrze, że autorka sięgnęła po coś nowego, dzięki czemu książka jest wyróżnia się w tłumie innych dostępnych thrillerów.

„Równonoc” to świetnie napisana historia, poruszająca i budząca skrajne emocje. Niektórym bohaterom kibicujemy, by poradzili sobie ze swoją traumą, lubimy ich i chcemy dla nich dobrze, zaś za innych trzymamy kciuki, żeby w końcu dosięgnęła go sprawiedliwość i poniósł karę za swoje czyny. Inną kwestią jest wymiar i sposób jej wymierzenia, co też w niektórych przypadkach może budzić nas sprzeciw. Nie jest to thriller obok którego można przejść obojętnie, nie jest to też książka, o której szybko zapomnicie. Historia Mileny do tej pory gdzieś kołacze mi w głowie, a przeżycia małej Florki dalej potrafią mnie wzruszyć. I nigdy nie lubiłam kanarków.

/*książkę dostałam w prezencie od autorki, wraz z dedykacją, dzięki czemu wiem, że zachowam ją na zawsze w moim serduszku i na moim regale.

Leave a Reply

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *