Książki

Zaczytana Madusia: „Z czworaków na salony” Nina Majewska-Brown – recenzja

Ależ mnie urzekła ta książka i to już od pierwszego wejrzenia. Po pierwsze, zachwycający jest jej rozmiar, prawie dwa razy mniejszy niż standardowe wydanie, dzięki czemu jest urocza sama w sobie. Po drugie, historia w niej zawarta jest niesamowita pod tym względem, że akcja toczy się raptem siedemdziesiąt lat temu (chociaż ja, jako urodzona w latach osiemdziesiątych mam wrażenie, że minęło zdecydowanie mniej lat), a wydaje się, że pochodzi niemal z średniowiecza. A mimo to, można się w niej przejrzeć jak w lustrze czytając jak to kiedyś bywało i jak niewiele się od wtedy zmieniło. Zapraszam na recenzję!

Podziały społeczne były zawsze, dlatego też wprowadzenie przez nową władzę po drugiej wojnie światowej równości wszystkich, wydawało się prawdziwą herezją. Rozparcelowano własność tych bogatszych, którzy nagle tracili wszystko i musieli radzić sobie w nowej rzeczywistości. Były to także czasy, gdy przed biedniejszymi, określanymi w książce jako „mieszkańcy czworaków”, otwierały się nowe możliwości – mogli studiować, pracować w mieście czy żenić się z tymi lepiej usytuowanymi. A jak było w praktyce – tu z pomocą przychodzi Nina Majewska-Brown ze swoją krótką, acz brawurową powieścią „Z czworaków na salony”.

Jest to zabawna opowieść o miłosnych perypetiach młodszego pokolenia, które nie robiąc sobie nic z konwenansów, które mimo zmiany ustroju, dalej trwają w zastanych okowach tego co wypada, a co nie. Bo przecież nie wypada, żeby panna z bogatego domu umawiała się z parobkiem, a dziedzic z panną z czworaków – któż to widział? Te wszystkie społeczne zwyczaje ciągle tkwią w głowach, przez co jesteśmy świadkami wielu sytuacji, które obecnie nas już tylko bawią, ale wtedy były prawdziwymi tragediami.

Bardzo rzadko spotykam książki, w których pałam sympatią do wszystkich bohaterów, a tak właśnie jest. Nawet marudna kucharka ze swoimi fochami okazuje się być po prostu kobietą skrzywdzoną przez życie i dlatego zachowuje się jak zachowuje. Wątek z nią też należy do szczególnie interesujących, chociaż do najweselszych nie należy.

Są pewne rzeczy, które od tych siedemdziesięciu lat nie uległy zmianie – dlatego niezwykle istotne jest to „co ludzie powiedzą” i oglądanie się na innych. Jest to motywem kilku scen, które śmieszą, aczkolwiek tak naprawdę nic śmiesznego w nich nie ma. Podobnie jest z typową sytuacją, gdy w przypadku romansu, to zawsze kobieta jest winna. Mężczyzna zawsze w takich chwilach jest wybielany, całe gadanie i złe emocje skupiają się na kobiecie, często zupełnie niewinnej. Jest to boleśnie niesprawiedliwie i dodatkowo przetrwało do obecnych czasów, które to właśnie naszą płeć zwykle oskarżają o wszelkie zło, zapominając że zwykle wina leży po obu stronach.

Nina Majewska-Brown przedstawiła w sposób niezwykle inteligentny sytuację naszego społeczeństwa w latach pięćdziesiątych zeszłego wieku. „Z czworaków na salony” czyta się jak najlepszą satyrę, niektóre zachowania się mocno uwypuklone i przerysowane, żeby podkreślić ich bezsens. Pokazuje również jak ciężko jest pozbyć się uprzedzeń tkwiących w człowieku od wielu lat, wyssanych z mlekiem matki, bo tak po prostu było i tak wypada. A właśnie, że czasy się zmieniły i tylko od nas samych i naszej determinacji zależy kim będziemy. Chociaż, jak już podkreślałam wcześniej, część z tych uprzedzeń dalej w nas siedzi i ciężko jest je wykorzenić. No bo co ludzie powiedzą? A niech mówią co chcą, to nie nasza sprawa, tylko ich. A książkę polecam – to maleństwo jest warte zapoznania się z nim bliżej!

/*współpraca barterowa z wydawnictwem Bellona/ dziękuję za egzemplarz do recenzji.

Leave a Reply

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *