
Zaczytana Madusia: „Cały ten błękit” Melissa Da Costa – recenzja przedpremierowa
Wyjątkowo zimny maj się nam wylosował w tym roku, chociaż osobiście jest mi to bardzo na rękę. Najlepiej spędza mi się ostatnio czas pod kocykiem, z herbatką i stosami książek, ciągle noszę w sobie jakiś lęk przed światem zewnętrznym, który ciężko mi przezwyciężyć. Dużą dawkę motywacji, by jednak to w końcu uczynić, dała mi lektura powieści „Cały ten błękit”, która poruszyła mnie wyjątkowo mocno. Nie spodziewałam się aż tylu emocji po swojej stronie, ta książka dosłownie mnie skopała. A czemu tak się stało, tego dowiecie się z recenzji, do przeczytania której Was zachęcam.

Czasami zdarza się, że sięgamy po książkę, po której zupełnie nie spodziewaliśmy się, że to właśnie jej lektury potrzebowaliśmy dokładnie w tym momencie. „Cały ten błękit” dostałam do recenzji od wydawnictwa już prawie miesiąc temu, ale długo nie mogłam się za nią zabrać – jej opis zasugerował mi, że będzie to kolejna smutna opowieść o staruszkach, którzy postanawiają w końcówce swojego życia nadrobić niespełnione marzenia. Szykowałam się na ciężką przeprawę, nużące przemyślenia i doświadczenia, których nie jestem w stanie zrozumieć. Nie mogłam się bardziej mylić!
Mimo swojej potężnej objętości, wersja recenzencka ma sześćset stron zadrukowanych drobnym druczkiem, pochłonęłam książkę w jedną niedzielę. Nie mogłam się oderwać, pożerałam wprost stronę na stroną, by skończyć późnym wieczorem zapłakana jak głodne niemowlę i z gilem po samą brodę. Myślę, że to najlepszy sposób na prawdziwe doświadczenie tej niezwykłej opowieści – wejść z nią raz, a porządnie, by w pełni docenić te wachlarz emocji.
„Cały ten błękit” to urzekająca historia o odchodzeniu na własnych warunkach i o wyborze własnego zakończenia. To opowieść o determinacji, o dążeniu do spełnienia i oczywiście o miłości. Autorce udaje się uciec od niepotrzebnego patosu, tak często pojawiającego się przy umieraniu, nie popada też w banał czy przesadę. Słowami kreśli najpiękniejsze krajobrazy ludzkiej duszy, zachwyt nad prostymi rzeczami i czynnościami, które często wykonujemy mechanicznie, zupełnie o nich nie myśląc. Razem z bohaterami doceniamy zmieniające się pory roku, potęgę natury oraz zwykłą ludzką dobroć. Żyjąc z wyraźnie określoną datą ważności, nie odkładamy niczego na później, powtarzając, że kiedyś to zrobimy. Nie, jeśli o czymś marzysz, zrób to teraz. Później już nie nadejdzie. Liczy się tylko teraz.
Nie potrzeba chwilami słów, by wyrazić to, co w nas siedzi. Liczy się obecność, gotowość do pomocy i wspólne doświadczenia. W obliczu spraw ostatecznych najważniejsze jest zachowanie się zgodnie ze swoim sumieniem, nawet jeśli zranimy tym naszych najbliższych. Tak właśnie postępuje bohater książki, Emile, który porzuca rodzinę, przyjaciół i całe swoje dotychczasowe życie, by ruszyć w podróż w nieznane – podróż będącą zarazem jego ostatnią drogą. Mężczyzna dowiaduje się, że czekają go maksymalnie dwa lata życia, w tym nie do końca wiadomo, do kiedy będzie w pełni świadomy swoich decyzji. Wie, że kiedyś nadejdzie moment, gdy sam stanie się swoim największym wrogiem – dlatego też poszukuje do swojej wyprawy towarzysza. Nieprzewidywalny los stawia na jego drodze kobietę – tajemniczą i małomówną, dla którego życie straciło jakiekolwiek znaczenie. Dwie poharatane dusze w jednym kamperze – to nie będzie łatwa podróż. Nie spodziewałam się jednak, że będzie aż tak ciężko – wzruszenie często odbierało mi możliwość dalszego czytania. To zdecydowanie historia, która wyciska z człowieka ostatnie krople łez.
„Cały ten błękit” to niezwykle poruszający pean na cześć życia. Jestem wdzięczna, że mogłam ją przeczytać w momencie dla mnie najbardziej odpowiednim i wyciągnąć z niej mnóstwo pozytywnej motywacji. To książka pełna dobra i prostoty, to opowieść o tym, że piękno tkwi w każdej rzeczy, a zachwyt nie musi być wielki. Nie pomyślałabym wcześniej, że opowieść o przemijaniu może tak bardzo mnie oczarować, zwykle bowiem idą one w przesadę, używając wielkich słów. „Cały ten błękit” to wrażliwość, to delikatność, to ciepło – zdecydowanie potrzeba nam więcej takich książek. Myślę, że będę do niej wracała, żeby czerpać z niej inspirację do odkrywania radości zwykłego życia. To takie piękne – jak idealnie błękitne niebo. Teraz codziennie w nie patrzę i zachwycam się przez minutę. Polecam.
Premiera w najbliższą środę 21.05.2025.
/*współpraca barterowa z wydawnictwem Znak Literanova/ dziękuję za egzemplarz do recenzji.
