Podróże

Włoskie opowieści: w klimacie Assassin’s Creed.

       Zaczęły się wakacje i oczywiście pogoda musiała się popsuć, od kilku dni jest po prostu zimno i pada deszcz. Nie, żebym miała jakieś szczególne plany do zrealizowania na zewnątrz, wprost przeciwnie- powinnam siedzieć i rozpakowywać swoje rzeczy, ale zdecydowanie bardziej wolałabym, żeby świeciło słońce, a nie ciągle ten deszcz uderzał w dach. Uroki mieszkania na poddaszu. 😉
       W ramach poprawy nastroju i wprowadzenia się w klimat nieco bardziej wakacyjny, powracam do słonecznej Italii, chociaż w dzisiejszym poście za wiele słońca nie będzie. Ale i tak będzie ładniej niż obecnie w Krakowie. 🙂

  

   Kolejnym celem naszej wyprawy było miejsce, które od 2009 roku jest bardzo popularne wśród fanów gier komputerowych (stąd właśnie Tomasz o nim wiedział), bowiem wtedy właśnie na rynku pojawiła się gra Assassin\’s Creed II, której akcja, między innymi, rozgrywa się w wirtualnym miasteczku wzorowanym na średniowiecznym Monteriggioni. Jest to warowny zamek, będący jednym z najważniejszych obiektów militarnych prowincji, pochodzący z początku XIII wieku. Jak widać na powyższym zdjęciu, Monteriggioni jest otoczone murami obronnymi o wysokości prawie dziesięciu metrów, a ich łączna długość wynosi około 570 metrów. Dodatkowo, wzdłuż murów, znajduje się czternaście ogromnych wież wznoszących się na piętnaście metrów ponad kamienne fortyfikacje. Całość sprawia niesamowite wrażenie, zarówno z daleka, jak i z bliska. 🙂

       Jedną z większych atrakcji, jest możliwość przejścia się po murach, bowiem zostały na nich pobudowane, specjalnie dla turystów, platformy widokowe. My akurat trafiliśmy na moment, gdy część z nich była w naprawie czy też przebudowie, więc mieliśmy nieco ograniczone możliwości spacerowania. Na szczęście, tłoku w ten poranek nie było zbyt wielkiego, więc spokojnie można było sobie tam pochodzić i popodziwiać piękne zielone wzgórza otaczające warownię bądź też zabudowania wewnątrz niej. I jedne i drugie prezentowały się całkiem nieźle, jednak zdecydowanie brakowało słońca. Cóż, tak niestety bywało tam do południa, a nie mogliśmy poświęcić całego dnia na zwiedzanie tylko jednego małego miasteczka. Za bardzo czas nas gonił. 

       Głównym punktem miasteczka jest niewielka Piazza Roma, przy której znajduje się późnoromański kościół Santa Maria, jednakże nie wchodziliśmy do środka. Jakoś tak z założenia opuszczam kościoły przy zwiedzaniu, chyba że faktycznie bardzo ktoś mi je poleca. Tutaj jednak nie za bardzo mnie ciągnęło, zdecydowanie bardziej wolałam przejść się po miasteczku. Nie jest ono zbyt duże, toteż obeszliśmy je dość szybko. A trochę czasu mieliśmy, ponieważ mury dostępne dla zwiedzających znajdują się po dwóch przeciwnych stronach, a my po przejściu się po jednej części, akurat natrafiliśmy na przerwę i aby móc obejrzeć drugie, trzeba było poczekać pół godziny. A że to są Włochy i nikomu się za bardzo nie spieszy, to te pół godziny trwało nieco dłużej. 😉 Kto by się jednak tym przejmował. 😉

Piazza Roma i po prawej kościół Santa Maria.
kawiarenki przy rynku.
       Podczas czekania nieco zgłodnieliśmy i postanowiliśmy zjeść coś dobrego w jednej z kilku knajp otaczających rynek. Obeszliśmy je dookoła, jednakże nic szczególnego nie zwróciło naszej uwagi, bo ile można jeść pizzę czy też makaron. Poza tym, ceny były nieco wygórowane, jak to w takim turystycznym miejscu zwykle bywa i już miało się skończyć na jakimś batoniku wygrzebanym z dna torebki, gdy jeden sklep zwrócił moją uwagę. A w szczególności stoliki przed nim, przy których zadowoleni ludzie pili kawusię i zajadali się kanapkami. Początkowo myślałam, że po prostu są to kanapki, które sami sobie przywieźli, ale dziwne wydało się, że wszyscy je mieli, a nie wyglądali na jedną wycieczkę. I w tym momencie przypomniałam sobie, jak czytałam w przewodnikach przed przyjazdem, że można w wielu włoskich sklepach kupić szynkę i że na miejscu mogą z nią zrobić kanapkę. I okazało się, że to był właśnie taki sklep. Czym prędzej więc weszliśmy do środka i chwilę się zastanawialiśmy nad wyborem, ale stanęło na dwóch kanapkach z szynką parmeńską plus do jednej jeszcze wpakowany był kawał sera. Udało nam się także znaleźć wolny stolik i zjeść jedną z kanapek z widokiem na rynek. Kanapka- miodzio, chyba najlepsza jaką jadłam w życiu. Szynka absolutnie fantastyczna, żałowałam później, że tylko dwie je kupiliśmy. Rewelacja, jak ktoś tylko będzie miał okazję, polecam takie właśnie kanapki. 😉
najpyszniejsza kanapka ever. <3
a tutaj na większą ode mnie wygląda. ;p
       Najedzeni i bardzo szczęśliwi ruszyliśmy na drugą stronę murów, która w sumie niewiele różniła się od pierwszej. 😉 Nie żałowaliśmy jednak, bowiem też przyjemnie było sobie po nich pochodzić i porobić zdjęcia. Zwłaszcza że obok wejścia na mury znajdowała się druga brama wejściowa, którą postanowiliśmy wyjść, aby móc się przejść wokół wzgórza, na którym warownia stoi. Szkoda tylko, że wtedy nieco zaczął kropić deszczyk, więc spacer był dość krótki i szybko wróciliśmy do samochodu, aby pojechać do następnego punktu naszej wycieczki, którym była Siena. O tym jednak w kolejnej notce. 🙂

       Monteriggioni jest pięknie zachowaną, średniowieczną twierdzą, którą naprawdę warto zwiedzić, jeśli przejeżdża się gdzieś w okolicy. Zbyt wiele czasu samo jej zwiedzanie nie zajmuje, więc jest idealnym dodatkiem, jeśli brakuje nam pomysłu na zapełnienie dnia, gdyż jeśliby się chciało spędzić w nim cały, to szybko by się znudziło. Idealnie wystarczają na nie dwie godziny i przez ten czas cofamy się w czasie o kilkaset lat w tył i odpoczywamy od zgiełku dnia codziennego. Polecam bardzo bardzo. 🙂

~~Madusia.

43 komentarze

Leave a Reply

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *