Książki

Zaczytana Madusia: „Wyspa Łotrów” Michał Wierzba – recenzja

Kiedy dostałam propozycję recenzji nowej książki Michała Wierzby stwierdziłam, że jest to idealny tytuł do zabrania go ze sobą na wakacje. Bo cóż może być fajniejszego niż czytanie „Wyspy” na wyspie z widokiem na inną wyspę. Taka wyspiarska incepcja. I miałam rację, bowiem okazało się, że to był naprawdę dobry kawał lektury. Thriller wymieszany z wątkami kryminalistycznymi, a mnie najbardziej i tak podobał się wątek romantyczny. Czujecie się zaciekawieni? Czytajcie dalej!

„Wyspa łotrów” to wyjątkowo dobra historia, opowiadana z perspektywy kilku osób, których losy zostają przypadkiem złączone na tajemniczej wyspie Edwarda. Mieści się tam dziewiętnastowieczna willa w stylu szwajcarskim oraz pewna armata, która wyraźnie zaznacza swoją obecną w pewnym fragmencie książki. Co ciekawe, jest to miejsce, które istnieje naprawdę – ale po lekturze „Wyspy” raczej nie mam ochoty jej odwiedzać.

Książka to świetnie poprowadzony thriller z elementami dobrego kryminału (mamy tu bowiem i rabunek i zabójstwo i porwanie – trochę kodeksu karnego by się jeszcze odnalazło na tej wyspie), a także niezwykle urokliwą historię miłosną. Emerytowany policjant – Horst Miler – tuż przed siedemdziesiątką zakochuje się jak uczniak po same uszy w niejakiej Sirene. Jak to zwykle bywa w takich przypadkach, Sirene mocno ingeruje w jego życie, a Horst daje się urabiać. Ba! Oświadcza się jej, a ona… – dzień po zaręczynach znika bez słowa. Szybko jednak okazuje się, że nie było to zniknięcie dobrowolne, a porywacze nie dają dmuchać sobie w kaszę – jako dowód wysyłają mu palec ukochanej. Horst będzie musiał zmierzyć się z trudnymi decyzjami. Co czeka na niego na Wyspie Edwarda?

Bohaterowie wykreowani przez Michała Wierzbę są niezwykle wiarygodni, mają swoje różne oblicza, zdecydowanie nie są jednowymiarowi. Nie ma tu wyraźnego podziału na tych dobrych i tych złych – przeciwnie, mamy tutaj świetnie pokazane jak człowiek działa i reaguje w obliczu skrajnych sytuacji. To zawsze jest ciekawy eksperyment, bowiem dopóki sami nie znajdziemy się w takich okolicznościach, to tak naprawdę ciężko przewidzieć jak się zachowamy. Oczywiście „na sucho” możemy zakładać swoje postępowanie, ale gdy przyjdzie co do czego, może być ono dramatycznie inne. Nie życzę jednak nikomu stawania przed takimi wyborami, jakie spotkały bohaterów „Wyspy łotrów”.

Ciężko mi jednoznacznie określić czym tak naprawdę jest ta książka, więc napiszę, że jest jedyna w swoim rodzaju. Podobało mi się w niej praktycznie wszystko, czytałam ją z ogromnym zainteresowaniem i kibicowałam niektórym bohaterom, żeby im się udało. Nawet jeśli na pierwszy rzut oka niekoniecznie byli tymi dobrymi. To pokazuje, że „Wyspa łotrów” to naprawdę świetna rozrywka, z którą spędziłam dużo miłych chwil. I to nie tylko dlatego, że czytałam ją na wyspie z widokiem na wyspę… Jeśli szukacie czegoś nietrzymającego się schematów, to miejcie na uwadze ten właśnie tytuł. Nie pożałujecie! A ja zabieram się za wcześniejszą książkę autora „Zły pasterz”. A to przecież najwyższa forma czytelniczego docenienia autora!

/*współpraca barterowa z wydawnictwem Muza S.A. dziękuję za egzemplarz do recenzji.

Leave a Reply

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *