Kraków

Zaczytana Madusia: „Ambulans jedzie na wieś” Aleksandra Kozłowska

Zdarzają mi się czasem takie chwile, gdy zgadzam się na jakąś współpracę recenzencką, a później mam problem, żeby przeczytać książkę, bo się jej po prostu boję. Taką właśnie sytuację miałam w przypadku „Ambulans jedzie na wieś”, ponieważ skupia się ona głównie na losach stomatologów, których boję się jak diabeł święconej wody. Albo nawet jeszcze bardziej. W końcu jednak, prawie półtora miesiąca po premierze, znalazłam w sobie wystarczające pokłady odwagi i przeczytałam ją w ostatni weekend. I oczywiście żałowałam, że tak długo zwlekałam, bo to całkiem dobra książka jest! Nawet w gazetach tak piszą!

„Ambulans jedzie na wieś. Śladami wędrownych wyrwizębów” to dobrze napisany i udokumentowany reportaż o powojennych dziejach naszego kraju. Nie skupia się on jednak na rozwoju miast, nie, tutaj głównym bohaterem jest peerelowska wieś i ich mieszkańcy. Chwilami aż trudno uwierzyć, że są to opowieści raptem sprzed pół wieku, tak bardzo nieprawdopodobnie brzmią. Jest to zupełnie inny świat.

Aleksandra Kozłowska, autorka reportażu, pierwszą jego część poświęciła na opisanie sentymentalnej podróży ze swoimi rodzicami, bowiem jej matka była jedną z tych wędrownych wyrwizębów. Z jej wspomnień i zdjęć wyłania się prawda o tamtych czasach, gdy praktycznie każdy dzień był walką. Dentobus to nie było łatwe życie – przemieszczanie się między różnymi wioseczkami, zadbanie o jedzenie i dach nad głową oraz opieka nad pacjentami. Wszystko trzeba było załatwić samej, ewentualnie w niewielkim gronie – asystentki i kierowcy. Taka trudna była zdana tylko na siebie, państwo dostarczało tylko sprzęt i narzędzia, a i to w niewystarczającej ilości. Kreatywność wtedy była najbardziej cenioną cechą charakteru.

Autorka skupia się jednak nie tylko na sentymentalnej podróży z rodzicami, sama również peregrynuje po różnych zakątkach naszego kraju, gdzie poznajemy kolejnych bohaterów i ich nieprawdopodobne, z dzisiejszego punktu widzenia, historie. Wraz z nimi odkrywamy różne oblicza powojennej wsi, zaskakujące przesądy i obyczaje, a także różne anegdotki związane z ich pracą. A tych nie brakuje – zdarzało się, że trzeba było odebrać poród czy przyszyć ucięty palet. W przypadku niemalże kompletnego braku lekarzy w okolicy, nie mówiąc już o stomatologach ich doświadczenia z pacjentami były dość przejmujące. Niektóre statystyki wydają się aż niemożliwe do uwierzenia. Powojenna Polska wysokim poziomem opieki medycznej nie stała.

Jeśli lubicie gawędziarskie reportaże, to będzie książka dla Was. Jeśli tak jak ja żywicie ogromny lęk przed stomatologami, to dla samej książki warto go przezwyciężyć, chociaż niektóre opisy zabiegów sprzed kilkudziesięciu lat na pewno sprawią, że dostaniecie gęsiej skórki i Wasza niechęć może się jeszcze zwiększyć (moja nie, bo większa już być nie może, serio). Niezwykle dużą wartością tego reportażu jest wyjątkowo spora ilość zdjęć, dzięki którym nieco łatwiej jest uwierzyć, że to wszystko wydarzyło się naprawdę, a nie jest tylko bajaniem starszych ludzi jak to drzewiej bywało. Mówiąc krótko: warto przeczytać!

/*współpraca barterowa z wydawnictwem Znak/ dziękuję za egzemplarz do recenzji.

Leave a Reply

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *