Zaczytana Madusia: „Zbędni” Wojciech Chmielarz – recenzja
W ten najbardziej upalny dzień czerwca przychodzę do Was z recenzją najnowszej książki Wojciecha Chmielarza. Jest to jeden z tych autorów, po których nowe powieści sięgam niemal od razu po premierze, bo wiem, że na pewno będzie to coś wyjątkowego. Sam Chmielarz ma swój niepowtarzalny styl i czytając jego książkę bez wcześniejszej znajomości nazwiska autora myślę, że w ciemno obstawiałabym właśnie jego. Jak nikt inny potrafi wydobyć z człowieka tkwiący w nim mrok i właśnie o tym jest jego ostatnia książka. Zapraszam na recenzję „Zbędnych”!
„Zbędni” to jedna z najbardziej przygnębiających książek wśród tych, które przeczytałam w pierwszej połowie tego roku. Jest duszna, pełna smutku, beznadziei i pewnej życiowej bezradności charakteryzującej niektórych bohaterów, którzy po prostu poddają się monotonii kolejnych dni swojego życia, nie próbując go zmienić. Już sam tytuł doskonale określa kategorię ludzi, których dopuścił do głosu Chmielarz w swojej najnowszej książce. Zbędni to ludzie, będący tylko tłem, czający się gdzieś na opłotkach życia i świata, na których nie zwraca się większej uwagi. Po prostu są, a jak ich zabraknie, nikt tego nawet nie zauważy. Jest to niezwykle smutna konstatacja, acz boleśnie prawdziwa.
Głównym bohaterem, spajającym poszczególne historie (których mamy kilka, opowiadanych z perspektywy różnych osób), jest Jan. Opiekuje się polem namiotowym, które teraz, po sezonie, nie jest zbyt obleganym miejscem. Jego codzienność podlewana jest sporą ilością taniego, jednak mocnego piwa, w których oparach spędza większość swojego czasu, nawet w trakcie prowadzenia samochodu. I właśnie w trakcie jednego z takich podchmielonych powrotów śmiertelnie potrąca napotkaną po drodze kobietę. To wydarzenie powoduje u niego traumę, z którą niezbyt sobie radzi, szczególnie że wizerunek zmarłej towarzyszy mu praktycznie cały czas. Prowadzą ze sobą dyskusje (czasem są to jednak monologi), w których kobieta domaga się wyjaśnienia swojej sprawy, żeby nie została anonimowym ciałem zakopanym przez Jana w ziemi. Jest to mocno psychologiczny wątek, ale podobał mi się najbardziej.
Na polu namiotowym będącym pod opieką Jana obecnie znajduje się tylko jeden mieszkaniem – zamieszkujący w kamperze Belg imieniem Jules. Mimo fatalnych warunków, siedzi w swoim przewoźnym domu i w sumie nic nie robi. Oczywiście są to tylko pozory, bowiem kryje się tu znacznie grubsza afera, oprócz Jana, będąca motywem przewodnim całej historii. Jak dla mnie, jest tu za dużo zbiegów okoliczności, dziwnych wydarzeń, żeby to tak wszystko ładnie składało się w brzydką całość, jak to mamy tutaj do czynienia.
Mam straszny problem z ocenieniem tej powieści. Z jednej strony jest to typowy Chmielarz, czyli dostałam dokładnie to, czego mogę się spodziewać, znając jego poprzednie książki. Jest ten niepowtarzalny mrok, który kreuje z mistrzowskim zacięciem, jest też dużo psychologii, która pozwala zrozumieć kwestie, nad którymi się nigdy nie zastanawiałam, bo nigdy nie dotykały mnie osobiście (i za to wszelka chwała i dzięki, że tak właśnie jest). Jednak tym razem mam wrażenie, że coś mi w którymś momencie nie pykło – nagle wszystkie wątki łączą się w jedną historię i wszystko staje się jasne. Takie trochę za proste to rozwiązanie, jak na tak porażające przeżycia, a dołożenie jeszcze na sam koniec totalnie niespodziewanego i niezwykle wyraźnego połączenia między bohaterami, to było dla mnie trochę za wiele. Zabrakło mi niedopowiedzenia, nieodkrywania wszystkich kart – mogło pozostać nieco tajemniczości, która zdominowała całą książkę.
Mimo powyższych uwag, „Zbędni” to typowo chmielarzowa książka – przeczołga nas emocjonalnie, zmusi do patrzenia na osoby i kwestie, od których na co dzień odwracamy wzrok. Jest to zdecydowanie historia warta poznania, bowiem na pewno uwrażliwi czytelników i sprawi, że może więcej uwagi zaczną poświęcać tym pozornie Zbędnym.
/*współpraca barterowa z wydawnictwem Marginesy/ dziękuję za egzemplarz do recenzji.