Zaczytana Madusia: „Nikt nie może wiedzieć” Kate Alice Marshall – recenzja
Wielkimi krokami zbliża się zakończenie roku, u większości królują już podsumowanie, ale zanim u mnie się pojawi, to muszę nadrobić kilka zaległości. Mam jeszcze na swoich regałach książki, które od zdecydowanie zbyt długiego czasu, czekają na swoją recenzję i teraz nadszedł moment na jedną z nich. Poprzednia powieść autorki podbiła moje serduszko, więc przy kolejnym thrillerze miałam naprawdę wyjątkowo duże oczekiwania. Czy „Nikt nie może wiedzieć” sprawiło, że znów przepadłam w lekturze? Zapraszam na recenzję!
„Nikt nie może wiedzieć” to thriller psychologiczny wciągający już od pierwszych stron. Główną bohaterką jest Emma, którą poznajemy w trudnym momencie życia – okazuje się, że jest w ciąży, jej mąż tracić pracę, zaliczka na dom przepada i ogólnie wszystko się sypie. Ciężko w takich warunkach myśleć o powiększaniu rodziny, więc Nathan, jej mąż, postanawia, że muszą się przeprowadzić do domu rodziców Emmy, który stoi nieużywany od kilkunastu lat, od momentu ich brutalnego morderstwa. Kobieta jednak zachowała w tajemnicy przed Nathanem, że początkowo to ona była główną podejrzaną w tej sprawie. Szybko jednak okazuje się, że to niejedyny sekret, który skrywa wraz ze swoimi siostrami, z którymi od tamtych wydarzeń praktycznie nie ma kontaktu. Zwyczajna historia rodzinna c’nie?
Żeby jeszcze zagmatwać sytuację, rodzinny dom znajduje się w małym miasteczku, gdzie pamięć o tamtejszych wydarzeniach jest ciągle trwa. I jak to zawsze bywa w takich miejscach, powrót Emmy staje się nowym powodem do plotek i powrotu spekulacji, bowiem tak naprawdę zagadka morderstwa nigdy nie została wyjaśniona do końca. Nawet sama Emma nie wie, kto mógł popełnić taką zbrodnię. Na pierwszym miejscu wśród jej podejrzanych są jej dwie siostry, które w noc tamtych wydarzeń niekoniecznie były tam, gdzie deklarowały. Wszystkie trzy dziewczęta zgadzały się, że nikt nie może się dowiedzieć, co wtedy naprawdę robiły. I to hasło staje się motywem przewodnim całej książki, o czym świadczy tytuł.
Przyznam szczerze, że sam pomysł na thriller jest świetny, chociaż chwilami zwrotów akcji było, jak dla mnie, za dużo. Historia jest tak pogmatwana, wyjaśnienie jednej sprawy pociąga za sobą dwie nowe zagadki i czasem bywa to męczące. Niemniej samo dochodzenie do prawdy to fascynujący proces. Powoli odkrywamy jak, na pozór, normalne dzieciństwo okazuje się być prawdziwą klatką, pełną ograniczeń, zakazów i wykonywania z góry założonych planów. Pięknie wyglądająca rodzina to tylko fasada, za którą kryje się wiele nieprawidłowości. Pytanie tylko, czy takie środowisko może być okolicznością łagodzącą czy jednak nie powinno mieć wpływu na zachowania niemieszczące się w kanonie tych uznawanych za normalne.
„Nikt nie może wiedzieć” nie dołączy do grona moich najulubieńszych książek, nie porwało mnie tak jak „W gąszczu kłamstw”, ale jest to naprawdę przyzwoity thriller psychologiczny, który czytało mi się całkiem dobrze. Spędziłam z tym tytułem kilka miłych wieczorów, usiłując rozgryźć, co tam się naprawdę wydarzyło. I nie domyśliłam się rozwiązania, więc „Nikt nie może wiedzieć”, pod tym względem, spełniła pokładane w niej oczekiwania. Na pewno warto ją przeczytać, bo to interesująca historia sama w sobie. I całkiem nieźle napisana. Polecam na zimowe wieczory, jeśli jeszcze jest przed Wami.
/*współpraca barterowa z wydawnictwem Czwarta Strona Kryminału/ dziękuję za egzemplarz do recenzji